sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 22- część II




 Po paru dniach w nowej pracy, jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona. Miła atmosfera i świetni ludzie. Najczęściej na zmianie jestem z Cornelią oraz Gregorem, studentami sztuk pięknych. 
Za chwilę kończę pracę na dziś, co mnie cieszy, bo zaczynał się największy ruch w kawiarni. Podeszłam do klienta i podałam mu jego zamówienie, czyli kawę z mlekiem sojowym oraz owsiankę z malinami. 
- Dziękuję bardzo.- spojrzał na mnie z nad gazety, którą akurat czytał.
- Proszę.- uśmiechnęłam się. Kurde.. skąd go kojarzę? Podeszłam do lady i ciągle przyglądałam się temu kolesiowi. 
- Vicky, koniec twojej zmiany, zbieraj się.- powiedział Gregor. 
- Rzeczywiście. - Udałam się na zaplecze, gdzie ściągnęłam fartuch i założyłam kurtkę. - To do jutra.- uśmiechnęłam się do moich współpracowników i wyszłam z kawiarni, ostatni raz spoglądając na tego faceta, który również zbierał się do wyjścia. 
Usiadłam na ławeczce obok i czekałam za Zaynem, który mnie uprzedził, że się spóźni bo stoi w korku. 
Minęło jakieś 10 minut, a ten cholerny facet cały czas tu był, zaczęłam się go bać, serio. Byłam pewna, że to ktoś o Anthony'ego. 

Boże, czy ja mam paranoje?

Po kolejnych pięciu minutach podjechał Zayn. Weszłam do auta i musnęłam jego policzek. 
- Przepraszam, że tak długo. - Odjechał z miejsca.
- Nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się.
- i jak w pracy?
- Nie było źle, spory ruch, ale dałam radę.- powiedziałam. - A tobie jak minął dzień?
- Nie narzekam, co prawda musiałem pozałatwiać parę spraw w urzędzie, gdzie dostawałem kurwicy, bo były okropne kolejki. 
- Jak zawsze.- zaśmiałam się. - Już wiesz kiedy wasza firma zacznie działać?
- Od przyszłego miesiąca. - odpowiedział.- kochanie, odwiozę cię do domu, a ja pojadę do prawnika skonsultować parę spaw dotyczących tej firmy.
- okej. Uszykuję coś na kolację.

*

Już w domu zastanawiałam się co zrobić do jedzenia. Postanowiłam zrobić kurczaka w sosie warzywnym z makaronem.  Otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu potrzebnych produktów, jednak okazało się, że połowy mi brakuje. 
- Kurcze..- mruknęłam pod nosem. Chwilę stałam i myślałam co innego mogę zrobić, ale nic nie wpadło mi do głowy. Postanowiłam iść do sklepu.
Ubrałam kurtkę i buty, wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. 
Na dworze było już ciemno, uroki zimy. Najbliższy sklep jest oddalony o jakieś dziesięć minut drogi stąd. Idąc obserwowałam zachowanie ludzi, czułam, że każdy na mnie patrzy, że każdy zna moją historię. 
W sklepie wzięłam potrzebne mi produkty oraz parę zbędnych. Zapłaciłam gotówką i wyszłam z marketu.
Na dworze panowała okropna ulewa, a ja nie miałam ani parasola ani kaptura, świetnie. 
Czy ten dzień może być jeszcze gorszy...
Stałam pod daszkiem z nadzieją, że za chwile ustanie, ale nie zapowiadało się na to. 
Patrzyłam n auta przejeżdżające obok mnie i żałowałam, że nie mam własnego auta. Nagle na parkingu ujrzałam dziwne znajome, czarne BMW.
Cholera, to już jakaś paranoja... Przecież tysiące ludzi ma takie auto.  
Poczułam oddech na szyi i zapach perfum, który doskonale znałam. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Dobry wieczór.- szepnął mi do ucha. - Miło cię znowu widzieć, zdążyłem się stęsknić. - Wielka, obrzydliwa dłoń znalazła się na moich pośladkach. Moje ciało było sparaliżowane. 
- A teraz będziesz grzeczną dziewczynką i wsiądziesz do auta, dobrze? Bez żadnych sztuczek. - Nie ruszyłam się z miejsca, czego pożałowałam, bo ten skurwiel mnie popchnął i upadłam na kolana. Przechodnie się spojrzeli.
- Wstań, niezdaro.- zaśmiał się, żeby ukryć to co przed chwilą zrobił. Podszedł do mnie i wysunął mi dłoń. 
- Wstań i nierób scen, szmato. - warknął.- Nie mam czasu na twoje fochy. 
- Idź sobie. - szepnęłam.- Zostawcie mnie w spokoju. - Mężczyzna się zaśmiał.
- Nie licz na to. Oczerniłaś mnie i Anthony'ego, zadrwiłaś sobie z nas, nie licz, że ci odpuścimy. - przykucnął przy mnie. - Thony się strasznie stęsknił, ale ja chyba bardziej. - Chwycił mnie za kolano. - Zadowoliłaś już mojego syna i jego kumpli? Mam nadzieje, że tak. Teraz wracamy. 
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć. - w końcu zdobyłam się na odwagę by mu się postawić. 
- oj będziesz krzyczeć, maleńka. - Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Ritchard wyjął go z mojej torebki. - Ktoś się o ciebie martwi? Aż dziwne, że mój synek związał się z tak nijaką dziewczyną, pewnie pieprzy inne na boku. 
- Skoro jestem taka nijaka to dlaczego nie chcecie zostawić mnie w spokoju?
- Bo strasznie podnieca mnie twój strach w oczach i wiem, że też to uwielbiasz. - Wykorzystałam moment, w którym mnie nie trzymał, kopnęłam go w krocze, upuścił mój telefon, który wzięłam z ziemi wraz z torebką i zaczęłam uciekać. Obróciłam się na chwilę by zobaczyć jak mężczyzna wywija się z bólu wyzywając mnie od najgorszych a jego 'służba' próbowała go podnieść. 
Byłam już strasznie zmęczona, ale nie przestawałam biec. Zatrzymałam się dopiero pod naszym mieszkaniem. Weszłam do środka, zakluczyłam drzwi i osunęłam się po nich i zaczęłam płakać jak dziecko. 
Pierdolony sukinsyn, dlaczego oni nie dadzą mi spokoju?! Dlaczego ja? Kurwa mać. 
Znowu wyszło na to, że jestem strasznie niesamodzielna, nie umiem się mu postawić. 
Jeszcze ten jego obrzydliwy dotyk, oddech, uśmiech. Nadal nie potrafię uwierzyć w to, że on i Zayn są spokrewnieni.
Po chwili ponownie usłyszałam dźwięk mojego telefonu, tym razem był to sms. 

"Koniec tej zabawy szmato. Masz dwa dni na podjęcie decyzji.. Albo wracasz i będziesz posłuszna, albo coś się stanie Twojemu ukochanemu. 
                                                                                            A. "

Halo, gdzie jest ukryta kamera? Oni mu nic nie zrobią... Zayn mi obiecał, że nic nam się nie stanie.

                                                       ***

Obudził mnie hałas, dźwięk otwieranych drzwi. Boże... byłam przerażona. 
- Victoria?- odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam głos Zayna. - Przepraszam, że tak długo. - wszedł do salonu, w którym zasnęłam i usiadł przy mnie.- nie miałam siły mu odpowiedzieć, leżałam odwrócona do niego. - Stało się coś? Jesteś zła? 
- Nie.- szepnęłam. 
- Victoria, przecież widzę, co jest? - Coś we mnie pękło, podniosłam się z sofy, podeszłam do ściany i uderzyłam w nią z całej siły. 
- TWÓJ OJCIEC SIĘ STAŁ.- Wrzasnęłam.- Anthony, twój ojciec... Mam dosyć.
- Co konkretnie się stało, kochanie? Byli tu?
- Wyszłam na chwilę do sklepu, zaczął padać deszcz i chciałam przeczekać. Spotkałam twojego pokurwionego ojca. Zaczął mnie obmacywać, wyzywać od szmat i chciał żebym z nim wyjechała.
- Prosiłem cię, żebyś nigdzie beze mnie nie wychodziła. - powiedział, widziałam, że był zły. 
- Czyli to wszystko moja wina? 
- Nie o to mi chodziło.
- Tak to zabrzmiało. - Krzyknęłam. - Nie możesz mnie całe życie pilnować. 
- Victoria chcę żebyś była szczęśliwa.
- Nigdy nie będę, całe życie będę żyła w strachu. - spojrzałam na niego.- A ty nigdy nie będziesz miał normalnego życia, ze mną...
- Co ty pieprzysz? Pare dni temu o tym rozmawialiśmy.
- A co jeżeli coś ci się stanie? To będzie moja wina.
- Nic mi się nie stanie, obiecuję. - podszedł do mnie i musnął moje wargi. - Przyrzeknij, że już nigdy nie wspomnisz o tym,że chcesz odejść.
- Dobrze- przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego tors.
- Chodź spać, jutro porozmawiamy. 

                                                                  *Zayn*

Victoria już spała a ja siedziałem na balkonie i myślałem o tym wszystkim. Nie wiem dokładnie co się dzisiaj wydarzyło, ale wiem, że oni muszą za to zapłacić. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Amelii. 

A: Halo?
Z: Cześć, obudziłem cię?
A: Nie, ciągle siedzę nad sprawą Vicky. Coś się stało?
Z: Masz już coś? Ta... dziś musiałem wyjechać, Vicky została sama i poszła do sklepu a mój ojciec ją dorwał, zaczął napastować.
A: Boże, biedna dziewczyna, coś jej się stało? 
Z: Fizycznie chyba nie, ale znowu ma napady histerii. 
A: Pilnuj jej. A co do sprawy, nic nowego... Cały czas próbuje nakłonić gospodynie Levisona do zeznań. I dotarłam do rodziny byłej narzeczonej, mają przyjechać w przyszły weekend. 
Z: A co oni mogą?
A: Jej mama mówiła, że ma jakiś list, ale nie chciała rozmawiać przez telefon. 
Z: Oby to coś dało, bo inaczej po prostu ich zabiję.
A: Opanuj się Zayn, wszystko się uda. 
Z: Dobra ja kończę, dzięki za pomoc.
A: Trzymaj się i pilnuj Victorii. 

udałem się do sypialni, gdzie śpi moje oczko w głowie. Usiadłem przy niej i zacząłem głaskać ją po głowie, ale pod wpływem mojego dotyku jej ciało zaczęło drżeć a oddech był płytki. 
- Cii. - wziąłem rękę z jej ciała i położyłem się obok. 
Kocham ją nad życie i nie potrafię sobie wybaczyć tego co ją spotyka. Zrobię wszystko, by w końcu była szczęśliwa. 

_____________________
Nawet nie wiem ile mnie tu nie było...
Mam nadzieje ze jakoś mi tu wybaczycie, ale czasem są ważniejsze sprawy. 

Jeżeli tu jesteś- Zostaw po sobie znak :) Będę wdzięczna 

[*] Johannah Tomlinson [*] 
spoczywaj w spokoju i opiekuj się swoimi aniołkami... 

10 komentarzy:

  1. Nareszcie jest. Rozdział jest genialny. Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział pozdrawiam życzę weny i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cię nie rób już takich długich przerw pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAAA!!!!! W końcu jest ♡♡♡
    Nie zostawiaj juz nas :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaje***ty jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zayan ma racje takich popaprańców powinno się usuwać z tego świata.Czekam na nowy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hello jest tam kto?

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy doczekamy się nowego rodziału???
    Wszystko dobrze??? Zyjesz???

    OdpowiedzUsuń