piątek, 22 lipca 2016

rozdział 20- Część II

                                                       *Victoria*

W pewnej chwili myślałam, że stracę grunt pod nogami. Słysząc słowa tego pieprzonego policjanta, widząc Zayna, który zaraz mu przywali i tłum ludzi obserwujący to zdarzenie. 
Popłakałam się na samą myśl, że mam tam wrócić... Zayn będzie w więzieniu, chociaż  na to nie zasłużył.. Nie wiedziałam co mam robić. 
- Panno Harris, proszę wejść do samochodu odwiozę panią w bezpieczne miejsce. - policjant zwrócił się do mnie. Mocniej ścisnęłam dłoń Zayna dając mu znak, żeby mnie nie puszczał. 
- Nie, zostaję tutaj. - powiedziałam zachrypniętym głosem. Widać było, że go wkurzyłam.
- Kobieto nie rozumiesz, że twój narzeczony się o ciebie martwi?! - podniósł głos.- Właź do tego auta! - Podszedł do mnie i szarpnął za ramię, Zayn od razu go odepchnął.
- Powiedziała, że nie chce iść! - Wrzasnął na niego.- Wracaj do tego pierdolonego Manchesteru i włóż za kratki Levisona! - W pewnej chwili zauważyłam grupkę ludzi biegnącą w naszą stronę. Rozpoznałam, że to nasi przyjaciele.. co oni tu robią?
- Vicky, wszystko okej?- zapytała zadyszana Bella i po chwili mocno mnie przytuliła. 
- Proszę nie robić zbiegowiska! - powiedział policjant. - Harris wsiadaj do auta!
- Nie powinien pan tak się do niej odzywać. - odezwała się jakaś dziewczyna, którą dopiero co zauważyłam, stała obok Harrego. - Amelia Crush, atwokat pani Victorii Harris. Chcę wiedzieć co tu się dzieje. - Powiedziała podchodząc do niego i podając mu jakąś karteczkę, zapewne wizytówkę. 
- Nie będę się kilkukrotnie powtarzał! Pani Harris zniknęła z domu rodzinnego państwa Levisonów, podejrzewamy uprowadzenie przez Malika.
- Uprowadzona?- dziewczyna prychnęła.- Pan wybaczy, ale czy Victoria wygląda na osobę, która jest trzymana wbrew jej woli? Po za tym jest dorosła, może przebywać gdzie chce, nie musi się nikomu tłumaczyć. - łał, ta dziewczyna jest świetna! W jej głosie jest straszna pewność siebie. 
- Pan Levison pragnie tylko, by jego narzeczona była bezpieczna. 
- Proszę przekazać panu Levisonowi, że tutaj jest bezpieczna. Bez niego. 
- Dostałem polecenie! Odnaleźć i odwieść Panią Harris!- znów mnie szarpnął. Tym razem wszyscy chcieli mu przywalić. 
- Chłopcy, ogarnijcie się!- krzyknęła Amelia. - słuchaj, jeżeli chociaż dotkniesz moją klientkę uwierz mi, źle to się dla ciebie skończy! Oskarze cię o napaść, molestowanie oraz uprowadzenie. - Policjant nie wiedział co ma robić, więc po prostu wsiadł do auta i odpalił silnik. - a twojemu zleceniodawcy przekaż, że ma się pocałować w dupę. - mężczyzna odjechał z piskiem opon a za nim drugi radiowóz. - Victoria, już dobrze. - Amanda podeszła do mnie i uśmiechnęła się. 
- Dziękuję.- uścisnęłam ją. - jesteś wielka! 
- Daj spokój, on już cię nie skrzywdzi. - Oby miała rację...
- Wejdźmy do mieszkania. - powiedział Zayn. Wszyscy za nim poszliśmy. 
Usiadłam na sofę przytulając się do mulata.
- Nie będę was owijała w bawełnę.- odezwała się Amelia. - Będzie nam bardzo ciężko cokolwiek mu udowodnić. Skoro ma kontakty w policji to pewnie w prokuraturze również. Nawet jeżeli dojdzie do procesu... ehh on będzie miał sztab prawników, o wiele lepszych niż ja. 
- Nie ma nikogo lepszego od ciebie!- krzyknął Harry. 
- Przymknij się, Styles.
- Tak jest pani adwokat. 
- W każdym razie, potrzebujemy jakiś dowodów, światków.. Victoria masz coś?- Chwilę się zamyśliłam. 
- Jedynym światkiem jest Liam.
- Mu mogą nie uwierzyć. Ktoś jeszcze?
- Myślę, że gosposia mogła coś zauważyć, ale pewnie nie będzie zeznawać. - wzdychnęłam. - To starsza kobieta.. Boi się go. 
- Ja coś mam!- Powiedział Zayn. Zdziwiona spojrzałam na niego.- nie chciałem ci tego pokazywać. - szepnął. Wstał i udał się do sypialni, a po chwili wrócił. - Dostałem to dziś rano. Znaczy... List pewnie był skierowany do Victorii. Przyniosła mi go pewna dziewczyna, mówiąc, że jakiś facet pod blokiem kazał go nam przekazać. - Amelia otworzyła kopertę. Ciekawiło mnie co tam było. 
- List jest wydrukowany... Ale zdjęcie może coś nam da. - zdjęcie? Jakie zdjęcie do cholery! Podeszłam do niej i wyrwałam fotografie z jej dłoni. Widząc je wszystko do mnie wróciło! Jego słowa, że jestem nic niewartą szmatą, moje prośby o litość, ciosy, które mi zadawał... 
- Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś?- zapytałam Zayna.
- Nie chciałem, żebyś do tego wróciła.- powiedział podchodząc do mnie. - Bałem się, że znów zamkniesz się w sobie i będziesz myślała tylko o tym.
- Do końca życia będę o tym myślała, to nie odejdzie w zapomniane. 
- Wiem. - przytulił mnie i pocałował w czoło. 
- Coś jeszcze przede mną ukrywasz? - chłopak się zamyślił. 
- Dziś, gdy byłyście w kawiarni dostałem sms'a. Ktoś cię obserwował i dlatego tam się pojawiłem. Musiałem wiedzieć czy wszystko gra. 
- Sms był pewnie wysłany z karty. - wtrąciła się Amelia.- Dobra, pojadę do kancelarii skonsultować się z moim szefem. Cześć!- uśmiechnęła się, wstała z fotela i po chwili wyszła. 
- Nie myśleliście o wyprowadzce? chociaż na parę tygodni. - Zapytał Harry. Zayn spojrzał się na mnie. 
- Nie, nie mam zamiaru niszczyć życia Zaynowi.- Powiedziałam.
- Victoria, nie niszczysz...
- A właśnie, że tak! Wszystkim coś rujnuję! Liam może iść niesłusznie do więzienia, ty także. - przerwałam na chwilę, by powstrzymać napływające łzy. - Zayn... powinnam od ciebie odejść. - wszyscy na mnie spojrzeli.- Tak będzie lepiej. Dla wszystkich. 
- O czym ty do cholery mówisz?! - wrzasnął. Trochę się go przestraszyłam. 
- Zostawimy was samych.- powiedział Niall.- Vicky, nie popełniaj głupstw. - mrugnął do mnie. Po chwili zostałam tylko z Zaynem. 
- Mówię jak jest, nie użalam się nad sobą.- westchnęłam siadając na fotel.- Widzę ile to was kosztuje. Ty.. przestałeś już myśleć o sobie, ciągle chcesz dla mnie jak najlepiej i ja to doceniam, ale nie mogę patrzeć na to jak wszystko rujnuję. 
- Nic nie rujnujesz! Robię to wszystko, bo cię kocham! - Przykucnął naprzeciwko mnie. - Myślisz, że to będzie dobre rozwiązanie? Że gdy odejdziesz przestanę o tobie myśleć? Nie będę się martwił? 
- To co ja mam robić?- uroniłam łzę, którą chłopak od razu wytarł.- Nie mogę tak bezczynnie siedzieć. To wszystko moja wina! 
 - Zostań ze mną, kochaj mnie tak mocno jak ja ciebie, wszystko się ułoży. - przysunął się do mnie.- I przestań się obwiniać.- pocałował mnie najczulej jak się tylko da! 
Nie wiem co mam zrobić... Ucieczka to nie rozwiązanie, ale przynajmniej odcięłabym od tego moich bliskich. 

                                                              *Anthony

- Panie Levison, podkomisarz Eliot do pana, wpuścić go? - do gabinetu weszła sekretarka, zwykła napalona na mnie, ruda dziwka. 
- tak. - powiedziałem nie odrywając oczu od ekranu laptopa, gdzie było zdjęcie Victorii. Uciekła ode mnie, tak po prostu, a przecież tyle jej dałem, pieniądze, dach nad głową. Przy mnie nic nie musiała robić, tylko dobrze wyglądać. Ale oczywiście tej suce to nie wystarczało! Wróciła do tego swojego ćpuna.
- Dzień dobry.- Nawet nie zauważyłem kiedy wszedł ten idiota Eliot. 
- Co masz dla mnie? - zapytałem wskazując mu, że ma usiąść.
- Nie mam dobrych wieści. - zaczął, choć już te słowa mnie wkurzyły.- Pani Harris nie chciała wracać, cały czas trzymała się Malika. - Pieprzony frajer.- Na dodatek ma adwokata.
- Co dalej? 
-nie udało mi się jej tu sprowadzić, ta cała pani adwokat zaczęła się odgrażać. 
- I nic z tym nie zrobiłeś, dobrze rozumiem?
- A co miałem zrobić? starałem się ją przekonać. - Stała gadka...
- Wyjdź. - Warknąłem na niego, a ten speszony uciekł. Walnąłem pięścią w biurko.
- Przepraszam, że znowu przeszkadzam.- Ponownie weszła ruda szmata.- Ma pan kolejnego gościa. Ma wejść?
- Złotko, Anthony zawsze znajdzie dla mnie czas.- Do pokoju wszedł Ritchard Malik.- Idź już, później cię odwiedzę.- powiedział i dał jej klapsa, na co ta się uśmiechnęła. Mężczyzna usiadł w fotelu i nalał sobie whiskey, która leżała na stoliku obok. 
- Co z nią? - zapytał.
- Nic nowego, ciągle jest przy niej twój syn. - powiedziałem rozsiadając się wygodniej w fotelu.- Dziś rano była składać zeznania. Na nas. - Malik się zaśmiał. 
- Wiesz dobrze, że nic nam nie zrobią. 
- Wiem, obawiam się jednak, że ktoś zacznie węszyć. Policja w Manchesterze mamy w garści, gorzej jak inni będą próbować coś znaleźć. 
- Spokojnie. Ten cały Eliot był dzisiaj po nią?
- Tak, nic nie zadziałał.- żczyzna dziwnie się uśmiechnął. 
- To nawet dobrze. 
- Dlaczego?
- Znam swojego syna, lepiej niż mu się wydaje, niedługo zacznie działać na własną rękę. Zbyt mu zależy na tej dziwce, żeby odpuścić. - wziął kolejny łyk trunku. - a wtedy my się dorwiemy do tej małej szmaty. - Zaśmiałem się i ukradkiem ponownie spojrzałem na monitor. Tak bardzo ją kocham, tęsknię za nią, ale nie odpuszczę jej, zapłaci za to, że mnie zlekceważyła! On też.