niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 14- część II

- ee.. miło mi, Victoria. - podałam mu dłoń. Co on tu robi? Zayn też tu jest?- Anthony, po co mi ochroniarz? 
- Kochanie, mam dużą konkurencje, każdy jest zawistny i chce zniszczyć mi życie, a ja nie oddam nikomu mojego skarbu.- przytulił się do mnie. Znienawidziłam jego dotyk, aż mnie ciarki przeszły. - Dobra, zaczyna pan prace jutro o 9. Proszę się nie spóźnić. - pożegnał się z Liamem i odprowadził go do drzwi. Po chwili wrócił do mnie z cwaniackim uśmiechem. 
- Wynająłem pana Payne'a, żebyś czasem nie próbowała ode mnie uciec. On będzie z tobą, gdy mnie tu nie będzie, ale mam nadzieje, że będziesz małym aniołkiem, prawda?- przyciągnął mnie do siebie. 
- t-tak, będę. - szepnęłam. Mężczyzna usiadł i pociągnął mnie na tak, że usiadłam mu na kolanach.
- Moja mała laleczka. - pocałował mnie w skroń. - zapomniałaś już o tamtym, prawda?- przytaknęłam z nadzieją, że to już koniec koszmaru. - I już na zawsze będziemy razem?- przycisnął mnie do siebie. znów przytaknęłam zaciskając powieki, by powstrzymać napływające łzy. - Dobra decyzja.- przygryzł płatek mojego ucha. 

Następnego dnia ubrałam się w czarne rurki, sweter w tym samym kolorze,oczywiście z długim rękawem. Włosy miałam rozpuszczone, makijaż był składał się z dużej ilości podkładu, pudru i tuszu do rzęs. 
Dziś Liam zaczyna swoją pracę w domu Thony'ego, muszę go unikać. Nie chcę, aby coś zauważył... Ale ciągle nie rozumiem dlaczego on.. czemu podjął tu pracę? Przecież miał założyć własną firmę, razem z chłopakami...
W kuchni było czuć, że pani Eva coś gotuje, pachniało przepięknie, ale ja nie dam rady nic przełknąć.
- Dzień dobry. - powiedziałam.
- Dzień dobry, Victorio.- uśmiechnęła się. - podać ci śniadanie?
- Nie, dziękuje. - mruknęłam nalewając sobie wody. 
- Kochana, ostatnio w ogóle nic nie jesz, nie smakuje mi moja kuchnia?
- Nie, po prostu nie jestem teraz głodna, może później coś zjem.- powiedziałam próbując się uśmiechnąć. - Pójdę do siebie. - na korytarzu wpadłam na Liama, świetnie...
- Prze-przepraszam. - powiedziałam spuszczając wzrok. Wylałam na niego całą szklankę napoju.
- Nic się nie stało, to tylko woda. - uśmiechnął się. - Victoria, musimy porozmawiać. - szepnął. 
- Liam, nie chcę, nie rozumiem dlaczego tu jesteś, ale proszę zwolnij się, wracaj do Londynu. 
- Dlaczego? Jestem tu, bo Zayn się o ciebie martwi. - chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę biura Anthony'ego. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie. - od waszej ostatniej rozmowy odchodzi od zmysłów, twierdzi, że czegoś się bałaś. - bałam? Byłam przerażona, przez mojego popierdolonego narzeczonego. 
- Niczego się nie bałam, przekaż mu to. - powiedziałam, starając się brzmieć wiarygodnie. 
- Dlaczego sama tego nie zrobisz? 
- bo nie. - skrzyżowałam ramiona. - po za tym, Zayn już chyba kogoś ma... nie powinien się mną przejmować. 
- Jacy wy jesteście skomplikowani...- westchnął.- nikogo nie ma, ciągle cię kocha, jasne? 
- A ta dziewczyna?- Liam przez chwile milczał, usiadł na małej sofie i podparł się łokciami o kolana. 
- To była jednorazowa sprawa, nic znaczącego, był pijany, laska sama go zaciągnęła do łóżka. - przygryzł wargę. - Z resztą Malik wywalił ją z domu, cholernie tego żałuje. 
- to i tak nie ważne, Liam ja mam za tydzień ślub. 
- Victoria, mnie nie oszukasz, nie chcesz tego ślubu. Znam cię nie od dziś. 
- Liam... przekaż Zaynowi, że u mnie wszystko gra, wracaj do domu, proszę.
- okej, powiem mu to, ale ja tu zostaje. - wstał i poprawił krawat.- będę miał cię na oku, mała. - uśmiechnął się i wyszedł. Kurwa! Jakie to jest popieprzone... on nie może tu zostać, ale ja go nie przekonam do wyjazdu... Dlaczego on? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdybym powiedziała mu całą prawdę pomógłby mi, zabrał mnie stąd, ale boje się o moją rodzinę, przyjaciół i... O Zayna.

Około godziny siedemnastej usłyszałam, że wrócił Anthony, akurat siedziałam w kuchni patrząc na padający deszcz na zewnątrz.  Wszedł do pomieszczenia wraz z Liamem.
- Cześć kochanie. - podszedł do mnie i się przytulił. - jak ci minął dzień?- zapytał wręczając ogromny bukiet białych róż.
- W porzątku. - odpowiedziałam nie patrząc na niego. 
- Idź się uszykować, o dwudziestej mamy gościa. - uśmiechnął się.- Panie Payne, mógłbym mieć do pana prośbę? - Zapytał patrząc na Liama, cały czas mi się przyglądał.
- Jasne. O co chodzi?
- Niestety mój kierowca musiał pilnie wracać do domu, mógłby pan pojechać, pod wskazany przeze mnie adres, odebrać moją paczkę? - Chłopak znowu na mnie spojrzał i chwilę się zastanowił. 
- Dobrze, postaram się to jak najszybciej załatwić. - wziął kartkę i wyszedł z domu. Anthony odwrócił się w moim kierunku i ponownie się uśmiechnął, ale... to nie wróżyło nic dobrego. Podszedł do mnie i odgarnął kosmyk moich włosów.
- Jesteśmy sami.- wyszeptał.- wiesz co to oznacza?- Nic mu nie odpowiedziałam, stałam w milczeniu powstrzymując napływające łzy. Poczułam ból na policzku, który promieniował mi na całą twarz.- przez ciebie, pierdolona szmato, straciłem klienta, bo ciągle myślałem, czy nie przeleciałaś już nowego ochroniarza.- Znów mnie uderzył i chwycił mnie za włosy. Szarpnął mnie i ciągnął w stronę sypialni.
- To boli.- wyszeptałam dławiąc się łzami.
- Boleć to dopiero będzie.- krzyknął rzucając mnie na łóżko. - rozbieraj się.- powiedział rozpinając pasek od spodni.- Słyszysz?! Już!- Zrobiłam to o co prosił, ale nie odważyłam się ściągnąć bielizny. Podszedł do mnie i z całej siły uderzył mnie w udo. Skórzanym pasem. Zwinęłam się w kłębek i błagałam go o to by przestał. W ramach odpowiedzi słyszałam tylko jego śmiech i czułam kolejne uderzenia. Go to bawi... Bawi go moje cierpienie. 
- Ściągaj te pieprzone majtki.- warknął.
- Anthony, proszę... ja nic nie zrobiłam. 
- Zamknij się dziwko! Jesteś niczym rozumiesz? Jesteś zwykłą, pierdoloną kurwą. - szeptał mi te okropne rzeczy, prosto do ucha.- Nikt cię nie uratuje, rozumiesz? Mogło być inaczej, to wszystko twoja wina. - Zdarł ze mnie bieliznę i brutalnie we mnie wszedł. Krzyczałam, błagałam ale to nic nie dawało. Gdy już skończył nachylił się nade mną i splunął mi prosto w twarz mówiąc tylko:
- Dziwka

Następnie spojrzał na mój brzuch. Wstał, a ja miałam nadzieje, że to już koniec. Jednak on tylko wyciągnął coś z szafki nocnej. Wrócił i ponownie nachylił się nade mną. 
- Patrz co mam.- pokazał mi scyzoryk. Pisnęłam.
- Anthony... Nie, błagam.
- Zamknij się w końcu!- zaśmiał się i ostrzem nacisnął miejsce gdzie mam wytatuowaną literkę "Z". Zaczął po niej jeździć tym cholernym nożem. - Mówiłaś, że twój dziadek miał na imię Zeno, ty mała, zakłamana suko. - chwilę się namyślił.- Zayn? tak ma na imię twój były? To uroczę, naprawdę. tylko...- zaśmiał się.- nie powiedziałaś mi o tym. Tak samo nic mi nie powiedziałaś, że byłaś pieprzoną ćpunką! - Zacisnął moje nadgarstki.- Sprawdziłem cię. I twojego kochasia. Zanim tu trafiłaś byłaś miesiąc na odwyku, prawda?- znowu nic nie powiedziałam.- Odpowiadaj!
- t-t-tak, b-byłam. 
- Dawałaś dupy za amfę? Koks? 
- N-nie.
- Wydaje mi się, że jednak dawałaś.- warknął.- Ja też chcę dostać twoją dziwkarską dupę.- wstał ze mnie i brutalnie przewrócił mnie na brzuch.- wypnij się.
- Nie! Proszę, nie!- Nic nie usłyszałam... Anthony włożył mi do ust moje zakrwawione majtki...

Leżałam naga, roztrzęsiona i patrzyłam się w sufit. Ledwo rozumiałam co się właśnie stało. Anthony zgwałcił mnie analnie bijąc przy tym chyba każdą część mojego ciała. Nie mogłam się ruszyć, każda próba wiązała się z okropnym bólem. 
- Idź się ogarnij, nie mogę na ciebie patrzeć. - powiedział Anthony wychodząc z łazienki.- wyglądasz żałośnie. - Gdy wstałam z łóżka syknęłam z bólu, wchodząc do pomieszczenia spojrzałam w lustro. Byłam cała we krwi, jedno oko miałam sine, z wargi jeszcze leciała mi krew. Ledwo stałam na nogach.
- Pamiętaj, że za półtorej godziny masz wyglądać przyzwoicie, jasne? Ubrania masz uszykowane na łóżku.- usłyszałam głos mojego oprawcy. Nic nie odpowiedziałam tylko nalałam sobie wody do wanny. Wchodząc do niej poczułam jak moje rany reagują na ciepłą wodę. Nie zważając na ból próbowałam z siebie zmyć brud, który czułam na każdym kawałku ciała. Dlaczego on mi to robi? Kurwa dlaczego?! Nienawidziłam siebie, nienawidziłam jego i rzeczy, które ciągle mi robił. Chcę cofnąć czas, do dnia, w którym przyłapałam Zayna na zdradzie, gdyby nie ten cholerny dzień byłoby inaczej. Mój ojciec ciągle by żył, ja byłabym z Zaynem, nie poznałabym... jego, nie musiałabym przechodzić przez to piekło. 

Właśnie zakładałam czarny żakiet, Anthony wybrał stój, który zakrywa moje ciało. Mam na sobie czerwoną sukienkę, grube, czarne rajstopy, szpiki oraz żakiet, o którym wcześniej wspominałam. Włosy mam rozpuszczone, makijaż jest złożony z; podkładu, pudru, eyelinera, tuszu do rzęs i czerwonej pomadki. 
Czując zawroty głowy, usiadłam na skraju łóżka i głęboko oddychałam.
Nagle usłyszałam ciche pukanie. Zza drzwi pokazał się Liam. 
- Victoria, Levison mówi, że masz zejść na dół. - powiedział. 
- Mhym, chwileczkę. - mruknęłam, starając się nie pokazywać mu mojej twarzy. 
- Coś się stało? Źle się czujesz? 
- nie, wszystko okej. Już idę. - wstałam, zrobiłam krok i prawie się przewróciłam, gdyby nie Liam. 
- Zostań, powiem mu, że źle się czujesz.
- Nie!- krzyknęłam. - za szybko wstałam i zakręciło mi się w głowie, to przez to. 
- Na pewno?-przytaknęłam i kierowałam się w stronę jadalni, lekceważąc ten pierdolony ból. 
- W razie potrzeby, będę w piwnicy.- Liam szepnął mi do ucha.- trzymaj się. - pocałował mój policzek i odszedł. 
W jadalni czekał już Anthony wraz z jakimś mężczyzną.
- Kochanie w końcu jesteś.- uśmiechnął się odkładając szklankę z whisky. - Poznaj mojego nowego klienta. - wskazał na mężczyznę, który był około pięćdziesiątki. 
- To się jeszcze okaże. - zaśmiał się.- Miło mi panią poznać, jestem Richard Malik. - pocałował moją dłoń. MALIK? czy ja się przesłyszałam?! Czy to w ogóle możliwe?! 
Spojrzałam na Thony'ego, który chytrze się uśmiechał.. A jednak... Przede mną stoi ojciec Zayna, kolejny chory pojeb. 
- V-victoria.- odciągnęłam od niego rękę i zajęłam miejsce przy stole. 
- Masz bardzo ładną narzeczoną, Thony. - uśmiechnął się do mnie, zajmując miejsce naprzeciw. 
- Wiem. uśmiechnął się i usiadł obok mnie.- a Ty Richard? Masz kogoś? 
- Nie, jestem rozwodnikiem. - powiedział popijając jakiś alkohol. 
- A dzieci? 
- Mam syna, niestety. - wiedziałam, że Anthony specjalnie to robi. Wie, że oni są rodziną.
- Niestety?
-  odszedł razem ze swoją matką. To straszny nieudacznik, nic nie osiągnął i na pewno tego nie zrobi.- Aż się we mnie gotowało! Jak można tak mówić o sowim jedynym dziecku, jak?! - zwykły narkoman, zalicza wszystkie napalone panienki..
- Rozumiem.- powiedział Anthony i spojrzał na mnie. - Kochanie, ciesz się, że ja taki nie jestem. - w ramach odpowiedzi wymusiłam uśmiech.
- Otóż to!- Malik mu przytaknął i spojrzał mi w oczy. Nie był podobny do Zayna, w ogóle, to zimny drań. - Victoria, jesteś bardzo młoda, studiujesz? 
- Ja.. 
- Oczywiście, że nie! Za tydzień mamy ślub, później pora na dzieci. - zaśmiał się Anthony. SŁUCHAM? nie, ja nie chce... nie z nim! 
- To dobrze, miejsce kobiety jest w domu, nie w jakiejś firmie. 
- Dokładnie tak.- Mam ich dosyć. Cholerni szowiniści. Jeszcze coraz gorzej się czuje... 
Akurat Eva przyniosła kolację. Makaron z krewetkami i warzywami. Mężczyźni zaczęli już jeść, rozmawiając przy tym o jakiś wspólnych projektach. Ja nie mogłam nic przełknąć, grzebałam widelcem w posiłku.
- Dlaczego nie jesz?- zapytał Malik.
- Victoria jest na diecie, jej sukienka ślubna jest zbyt ciasna, prawda?- Jak on dobrze kłamie....
- Tak. -mówiąc to nie oderwałam wzroku od talerza. Po skończonym posiłku przeszliśmy do salonu, gdzie oni ciągle rozmawiali o tej firmie i popijali najdroższą whiskey, a ja siedziałam przy lampce białego wina. 
- Richard, przepraszam, ale muszę na chwilę pojechać do biura, nie będziesz miał nic przeciwko?
- Nie, spędzę czas z twoją uroczą narzeczoną, możesz spokojnie jechać.
- W takim razie będę za 30 minut, kierowca już na mnie czeka.- powiedział i praktycznie wybiegł z domu. Kierowca? Przecież on ma wolne... Cholera, pewnie wiezie go Liam.. Czyli jestem sama z Malikem. Eva też już wróciła do domu...
- Vicky, dlaczego nie pijesz?- wziął mój kieliszek i dolał mi wino.- na zdrowie!- Upiłam łyk napoju i odłożyłam kieliszek.Mężczyzna się do mnie przysunął i objął mnie ramieniem.- Na prawdę jesteś bardzo śliczna. 
- Dziękuje, ale mógłby pan się przesunąć?
- Tak mi jest wygodnie.- uśmiechnął się. - Dlaczego zakrywasz te śliczne nogi rajstopami?- jego dłoń wylądowała na moim udzie i wędrowała coraz wyżej. Zrzuciłam ją i wstałam. Ten tylko się zaśmiał, wstał i popchnął mnie na fotel. Przykucnął przy mnie i wziął moją dłoń. 
- Mała, do rzeczy. - powiedział.- jesteśmy tu sami, trzeba to wykorzystać. 
- N-nie, nie chcę, mam narzeczonego.- Gdy to usłyszał wybuchł śmiechem. 
- Twój narzeczony dał mi dziś wolną rękę. 
- N-nie rozzzumiem. - wyjąkałam.
- Bo jesteś głupią kurwą.- warknął.- dziś zabawisz się ze mną, jasne?- Znów te łzy i strach... -A tak po za tym. - zrobił pauzę.- chcę zobaczyć jak zadowalałaś mojego synka.- przybliżył się do mnie i polizał mi szyję. - skoro nadal mu na tobie zależy, musisz być cholernie dobra w tych klockach. 

- Anthony miał cię rozgrzać, mówiłem mu, że lubię niekonwencjonalne zabawy. - moje łzy lały się strumieniami. Liam, proszę wróć! 
- Proszę, nie.. ja zapłacę.- wyszlochałam. 
- Kochanie, jestem miliarderem, nie potrzebuje twoich pieniędzy tylko ciebie.- znów poczułam jego oddech tuż przy mojej szyi.- Po za tym lubię odbierać mojemu synowi to co kocha. 
- Zayn nic panu nie zrobił? Dlaczego pan się na nim mści?
- Chciał mi zepsuć reputacje, gdyby nie moi prawnicy siedziałbym w pierdlu. 
- On to robił dla dobra swojej mamy, pan ją katował!- krzyknęłam mu prosto w twarz.
- Zamknij się, szmato!- uderzył mnie w twarz.- ona była moja miałem prawo robić to co chciałem. 
- Nikt nie ma takiego prawa. - szepnęłam.
- Doprawdy? Zaraz się o tym przekonasz. - wstał i spojrzał na mnie.- Uwierz mi, to co tobie zaraz zrobię przejdzie twoje najmniejsze oczekiwania. Anthony mi nie dorasta do pięt. - A teraz na kolana dziwko!

Nie chcę już żyć, niech to się wszystko skończy... proszę. 
Zayn... pomocy! 

________________________________
Cześć wam! Dziś miałam wenę i napisałam rozdział w niecałą godzinę :) Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu. Po raz pierwszy opisywałam tego typu sceny, nie zatracałam się w szczegóły, ale mam nadzieje, że nie jest źle.

Piszcie co sądzicie i do następnego! <3


 

niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 13- część II

*Zayn*

Liam przyjechał po jakiś 15 minutach. Wpuściłem go do mieszkania i razem poszliśmy do salonu. 
- Więc? - zapytał.- skąd masz pewność, że czegoś się boi? Może po prostu była smutna. 
- Znam ją. Wiem kiedy się czegoś boi a kiedy jest smutna. 
- Dlaczego jej wprost nie zapytałeś?- wziąłem głęboki oddech i zagryzłem wargę.
- Bo ja nie odebrałem tego telefonu. - Liam spojrzał na mnie jak na debila.- upiłem się wczoraj i przespałem z laską z klubu. Gdy brałem prysznic odebrała mój telefon.- Liam przez dłuższą chwilę patrzył się na mnie bez słowa. - Wiem, że zrobiłem źle, matko, nie jesteśmy tutaj żeby o tym gadać. 
- W takim razie co chcesz robić? 
- Nie wiem, stary- chwyciłem się za głowę. Peyno wstał bez słowa i wyszedł z pokoju. Nie było go chyba z 5 minut, ja w tym czasie zrobiłem nam kawę. 
- Gadałem z moim znajomym od którego mam te informacje na temat Levisona. - powiedział, gdy wrócił.- ponoć szuka kogoś do pracy. 
- Mam się u niego zatrudnić? - zapytałem zdziwiony.- co mi to da? 
- Nie ty, głąbie. - wziął łyk ciepłego napoju.- ja. Ciebie już widział na bankiecie. Postaram się dowiedzieć jeszcze więcej na jego temat. Może spotkam Victorię, pogadam z nią. - myślałem o jego propozycji. Z jednej strony to kompletne szaleństwo, ale z drugiej może się udać.
- Ale ile to zajmie? Stary, ja już muszę wiedzieć co się z nią dzieje.
- Za chwilę do niego zadzwonię, właśnie Henry wysłał mi jego numer. 
- A co z Dani? Zostawisz ją tu? 
- Po pierwsze nie zostawię, bo Danielle wyjeżdża na trzy tygodnie, a po drugie nie mam zamiaru pracować u niego więcej niż 14 dni, garnitury, krawaty, biuro... to nie jest dla mnie, wiesz o tym. - zaśmiał się. 
- Fakt. - uśmiechnąłem się.- a co ja mam w tym czasie robić? 
- Nic, czekać. Jeżeli coś się stało, dowiem się o tym i dam ci znać, a jeżeli to tylko twoja paranoja po prostu tu wrócę. 
- Mam siedzieć na dupie i czekać za pierdolonym telefonem? - wykrzyknąłem. 
- Dokładnie tak.- powiedział i wyjął telefon z kieszeni.- a teraz zamknij mordę. - znowu wyszedł z pokoju. To jest chore... chodzi tu o moją Victorię. Nie mogę tak bezczynnie siedzieć. Nie wiem czemu była taka przestraszona, ale to nie było normalne. Po za tym była zdziwiona, gdy wspomniałem jej o smsie.. Gdy do niej dzwonie włącza się poczta głosowa, do mnie dzwoniła z jakiegoś obcego numeru, naprawdę coś tu nie gra. 
- O 18 mam być u niego w biurze z CV. - Payne wrócił do pokoju i usiadł na fotelu. Wziął laptopa i zaczął coś pisać.
- Co robisz? - zapytałem. 
- Przecież z moim CV nie przyjmą mnie do takiego biura. Muszę sobie trochę pozmyślać.- uśmiechnął się. Pokręciłem głową i wyciągnąłem telefon. Próbowałem dodzwonić się do Victorii, niestety bezskutecznie. Chwilę później mój telefon zadzwonił. Nieznany numer! Może to ona?

*Rozmowa telefoniczna*
Zayn: Halo? Victoria?
Alex: Jaka Victoria? Skarbie, to ja.
Zayn: Czego chcesz?
Alex: Zostawiłam u ciebie mój stanik, wpadnę po niego wieczorem. 
Zayn: Znajdziesz go w kontenerze na śmieci. 
Alex: Będę o 19. Buziaki!

*** 
Liam spojrzał na mnie zza ekranu komputera.
- Nawet nie pytaj.- mruknąłem.
- ale się wkopałeś. -zaśmiał się.- Już, skończyłem. 
- Wiesz w ogóle jakie to stanowisko?
- Stary, z takim CV mogą mnie nawet wziąć na prezydenta. Nadam się do każdego zawodu. 
- na pewno. 
- Dobra, lecę się spakować i pożegnać z Dani.- wstał  i kierował się do wyjścia. 
- Poczekaj! dam ci pieniądze na hotel, jedzenie i takie tam.- krzyknąłem za nim, a on znowu spojrzał na mnie jak na idiotę.- przecież nie będziesz wykładał z własnej kieszeni. 
- Chowaj te pieniądze, nie chcę ich od ciebie. Przyjaźnimy się, po powrocie postawisz mi piwo i będziemy kwita. Nara- przybił mi piątkę i wyszedł. 
Wyszedłem na balkon i zapaliłem papierosa. Zaciągając się zamknąłem oczy i przypomniałem sobie uśmiechniętą twarz Vicky. 



Sam się uśmiechnąłem i dokończyłem papierosa. Następnie udałem się do sypialni i spakowałem ubrania na siłownie. Muszę się na czymś wyżyć, a po za tym umówiłem się już z Louisem, Niallem i Harrym. 

                                                               *

Już po treningu wyszliśmy z siłowni i klasycznie wszyscy zapaliliśmy fajkę.
- czemu nie było Liama- zapytał Niall.
- Wyjechał na dwa tygodnie.- odpowiedziałem wiążąc buty. 
- Co? Gdzie?
- Ehhh to trochę długa historia.- mruknąłem. 
- W takim razie idziemy na obiad, opowiesz nam o co chodzi. 
W drodze do naszej ulubionej restauracji, Louis i Harry kłócili się, który zawodnik piłkarski jest najlepszy. Ja nie włączałem się do dyskusji, bo ciągle gapiłem się na ekran telefonu, na którym miałem  zdjęcie Victorii, ustawione jako tapeta. 
Po zamówieniu posiłków chłopacy zaczęli wypytywać mnie o co chodzi z nagłym wyjazdem Peyno. Nie wiem czy mam im mówić prawdę, bo mogą wziąć mnie za przewrażliwionego idiotę, ale to przecież moi przyjaciele. 
- Chodzi o Vicky. - zacząłem. - Dziś rano, dzwoniła do mnie i było słychać, że czegoś się boi, przestraszyłem się i zadzwoniłem do Liama. On wpadł na pomysł, że zatrudni się w firmie Levisona, zobaczy co się tam dzieje i da mi znać. 
- Czego się bała?- zapytał Harry. 
- Gdybym to wiedział, Liam by tam nie jechał, tylko ja. A że Anthony już mnie kiedyś widział, to nie mogłem pojechać. A po za tym ja chyba od razu bym go pobił. 
- W sumie racja. 

                                                         *Liam* 

Stałem pod wielkim, budynkiem, który składał się głównie z okien. Zgasiłem papierosa, poprawiłem krawat i pewnym krokiem wszedłem do środka. 

Wzrok wszystkich pań w recepcji skierował się ku mojej osobie. Cóż... Powiem nieskromnie, że wyglądam całkiem nieźle.
- Witam w firmie "Levison's"  w czym mogę pomóc? - zapytała mnie recepcjonistka- wysoka, blondynka, duże, pełne usta, ciemne oczy. 
- Jestem Liam Payne, byłem umówiony z Anthonym Levisonem na 18.- powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej. - chwileczkę.- odwzajemniła gest i zadzwoniła do swojego szefa. 
- Zapraszam, zaprowadzę pana. - wyszła zza lady i pokazała swoje długie nogi ozdobione czarnymi szpilkami. 
- To tutaj. - wskazała na pokój i odeszła, kręcąc biodrami i co jakiś czas odwracała się w moją stronę. Zaśmiałem się, na jej próby uwodzenia mnie. Zapukałem do gabinetu i wszedłem do środka.
- Dzień dobry. - spojrzałem na mężczyznę za biurkiem. 
- Pan Payne? Dzień dobry. Proszę usiąść. - wskazał na krzesło naprzeciwko jego. - Skąd pan wiedział, że szukam nowego pracownika? Jeszcze nawet nie zdążyłem tego ogłosić. - uśmiechnąłem się i odpowiedziałem:
- Pan ma swoje sposoby, ja swoje. 
- Mogę prosić o pana CV?- bez słowa podałem mu moją teczkę.
- Hmm... Widzę, że interesuje się pan boksem. - co to ma do rzeczy? Po prostu wpisałem swoje zainteresowania... 
- Tak, to moja odskocznia. 
- Rozumiem. Po za tym całkiem dobre CV. Zachowam je sobie. - powiedział i schował je do szuflady.- jakie wynagrodzenie pana interesuje?
- Niech pan coś zaproponuje. 
- Hmm.. 8000 tys. funtów? Miesięcznie. 
- A co będzie należało do zakresów moich obowiązków?- zapytałem. 
- A więc....

                                                     *Victoria* 

Od dzisiejszego ranka staram się unikać Evy, możliwe, że coś słyszała, a nie chce zbędnych pytań. Ilość mojego makijażu jest o wiele większa niż wcześniej. Jak tak dalej pójdzie to tubka fluidu starczy mi na dwa dni. Czuje się jak w więzieniu, nie mogę nawet iść na spacer. Ale nawet nie mam na to ochoty... Ból jest nieznośny, ale gorszy jest mój ból psychiczny i nie chodzi tu o sytuacje z Anthonym. Zayn... po co ja do niego dzwoniłam? Co to była za kobieta? Znalazł sobie inną? A co ja głupia myślałam... że będzie za mną czekał do usranej śmierci? Oczywiście, że nie! Tylko myśl, że ktoś inny z nim sypia, jest bardzo bolesna. Nawet chyba bardziej niż kopniaki od Thony'ego. 
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale Pan Anthony kazał pani przekazać, że za 10 minut ma pani być na dole.- do pokoju weszła gospodyni.- I proszę to zjeść, nie widziałam pani ani śniadaniu, ani obiedzie. 
- Dobrze, dziękuje. - uśmiechnęłam się, a gdy kobieta wyszła wywaliłam jedzenie za okno. Nie mam ochoty na jedzenie, nie mogę nic przełknąć. Ubrałam na siebie jasne jeansy, czarny sweter z długim rękawem. Poprawiłam makijaż i rozczesałam włosy. Nie chce, żeby znowu był niezadowolony. Wiem, że nie lubi gdy mam spodnie, ale mam posiniaczone nogi...
Ze spuszczoną głową zeszłam na dół i udałam się do salonu, gdzie słyszałam jego głos.
- Cześć kochanie. - powiedział całując mój policzek.- masz być grzeczna, jasne?- wyszeptał mi do ucha, a ja lekko przytaknęłam. - Poznaj swojego nowego ochroniarza. - wskazał na mężczyznę siedzącego na sofie. 
- Miło mi.- o matko.- jestem Liam Payne....

_____________
 I jak się podoba? LICZĘ NA KOMENTARZE!! 

Do zobaczenia! 

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 12- część II

- Dowiem się co tu się stało?!- krzyknęłam zdenerwowana. Mężczyzna nadal siedział i gapił się przed siebie zaciskając szczękę. 




- Victoria.- wysapał zdenerwowany. - powiedz mi, że mnie kochasz, proszę. 
- Anthony... wytłumacz mi dlaczego tu jest taki bałagan.- zlekceważyłam jego prośbę, bo nie mam ochoty rozmawiać z nim o moich uczuciach. Chłopak prychnął i spojrzał na mnie. 
- To mało ważne, szukałem dokumentów. - Widzę, że kłamie, ale czemu?
- Dlatego krzesło jest połamane? Powiedz mi prawdę.
- Oczekujesz ode mnie prawdy, podczas gdy sama ciągle mnie okłamujesz.- mruknął, zza pleców wyciągnął jakiś notes... cholera! Otworzył go i zaczął czytać. - "Jutro godzina 18, SweetCake Pub. Nie spóźnij się. Twój Zayn. P.S. Zaproszenie nie jest dla żadnych głupich narzeczonych". Bardzo uroczo.- wstał i kopnął złamane krzesło. Miałam łzy  w oczach. - teraz będziesz ryczeć? - zaśmiał się.- To ty kurwiłaś się za moimi plecami. 
- Anthony, to nie tak...- powiedziałam przez łzy. 
- Nie tak?! To kurwa mać jak?! Kto to jest Zayn? 
- Mój... znajomy, zrobił dla mnie przyjęcie urodzinowe. 
- Znajomy...- znowu prychnął- ładne zdjęcie, z każdym znajomym całujesz się do fotografii?- rzucił we mnie zdjęcie moje i Zayna. - Zapytam wprost; Zdradziłaś mnie z nim?- Milczałam. łzy spływały mi po policzkach, zagryzałam wewnętrzną stronę policzka. - Który z nas był lepszy? Ja? On? A może któryś z jego kolegów?
- Przestań!- wrzasnęłam, gdy ten podszedł do mnie i mówił te wszystkie rzeczy. Po chwili poczułam palący ból na policzku oraz metaliczny smak krwi. Popchnął mnie na szafę o którą uderzyłam się w głowę. Zacisnęłam powieki i przyjmowałam kolejne uderzenia.Wszystko mnie bolało, skuliłam się na ziemi i cichutko szlochałam. Byłam ledwo żywa, ale mu to nie wystarczyło... Ściągnął ze mnie ubrania mówiąc:
- Skoro tak lubisz się bzykać to teraz mnie zadowolisz .- Dalej nie pamiętam co się działo, bo straciłam przytomność.


                                                      *Dwa dni później*
                                                              *Zayn*

Victoria w ogóle do mnie nie dzwoni, nie pisze, nie odbiera moich połączeń. Mam złe przeczucia. A może to tylko moja wyobraźnia? Sam nie wiem.... A może jednak to już nasz koniec? Wybrała jego? Ja oszaleje....
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Głupio myślałem, że to Victoria... Zawiodłem się, to tylko Liam, Louis, Niall i Harry. Jasne, nie powinienem tak mówić, ale w tej chwili miałem w głowie tylko jedną osobę.
- A ty nie gotowy?- zapytał Louis mierząc mnie. Byłem ubrany tylko w spodnie dresowe. 
- Gotowy? Na co?
- Idziemy na imprezę, mówiłem ci o tym wczoraj.- powiedział Harry, który właśnie rozsiadł się na sofie i popijał piwo. Kurde rzeczywiście, ale byłem zamyślony i nie słuchałem tego co do mnie mówił. - pospiesz się, bo dziewczyny czekają.
- Nie mam ochoty...
- Zachowujesz się jak baba.- zaśmiał się Niall. - Ubieraj się, popraw włosy i idziemy się bawić!
Niechętnie ruszyłem w stronę sypialni. Z szafy wyciągnąłem czarne spodnie, szarą koszulkę z dekoltem w serek, jeansową kurtkę i czarne air maxy. Włosy lekko postawiłem na żel. Wziąłem jeszcze portfel, kurtkę i byłem gotowy. Nie chce mi się tam iść, ale nie mogę też zostać w domu  i ciągle o niej myśleć. 
- Szybko ci to poszło, wow.- prychnął Liam. - Dobra, ruszcie się bo taksówka już czeka. 

                                                             ***

W klubie było tak jak zawsze. Dużo panienek, napalonych na nie kolesi, papierosy, alkohol i Bóg wie co jeszcze... Tańczyłem z jakąś dziewczyną, która ciągle do mnie się kleiła, więc zlitowałem się nad nią. Ponoć dziś są jej urodziny. Była ładna. Miała długie, blond włosy, niebieskie oczy, makijaż chyba ciut za mocny, ale jej pasował. Ubrana była w małą, czarną z dużym dekoltem, który eksponował jej piersi. Na nogach miała czerwone szpilki. Rozglądałem się po parkiecie i zobaczyłem, że moi koledzy nie próżnują i nieźle się bawią. Niall cały czas całuje się z Bellom, Liam tańczy z Dani, Louis i El też szaleją. A Harry? Jak to on.. Właśnie wyrwał jakąś szatynkę, całkiem ładna. Ale nikt nie dorówna mojej Vicky.
- Hej, tutaj jestem.- powiedziała blondynka, chyba Alex. 
- Widzę.- mruknąłem.
- Ale nie zwracasz na mnie uwagi. - tupnęła niezadowolona.- może pójdziemy na stronę? Poznamy się lepiej.- wymruczała mi prosto do ucha.
- Daj sobie spokój.- odepchnąłem ją lekko.
- Nie podobam ci się?
- Mam swoje zasady, nie uprawiam seksu w klubach. 
- możemy iść do ciebie. 
- Nie, mam też dziewczynę, więc podziękuje.- uśmiechnąłem się i odszedłem, ale ona pobiegła za mną.
- Dziewczynę? W takim razie gdzie ona jest?
- Nie twój interes. - powiedziałem i zapaliłem papierosa. Dziewczyna usiadła mi na kolanach i wyrwała zapalniczkę z dłoni i sama zapaliła papierosa, następnie bezczelnie wydmuchała dym na moją twarz. - Możesz ze mnie zejść?- Ta się uśmiechnęła i zeszła, ale usiadła obok mnie. Kiedyś na pewno dałbym jej się uwieść, ale w mojej głowie wciąż jest Victoria..
- Zayn? Tak masz na imię, prawda? - przytaknąłem. - Zapomnij o tej, której tutaj nie ma, jestem ja, myśl tylko o mnie. 
- Alex, jesteś naprawdę ładną dziewczyną, ale mówiłem ci, że nie obchodzi mnie przelotny romans w klubie, kocham kogoś i nie umiałbym zdradzić tej osoby.- Mówiąc to poczułem jak dziewczyna rozpina mój pasek. 

- Nie rozumiesz co do ciebie mówię? - zaśmiałem jej się w twarz. Zatrzymałem jej dłoń, gdy chciała mi włożyć ją w bokserki. - Przykro mi, ale dziś musisz sobie znaleźć kogoś innego.
- Jak chcesz. - mruknęła i z torebki wyciągnęła notes oraz długopis. - masz mój numer, dzwoń w każdej chwili. - powiedziała i pocałowała mnie w policzek, później odeszła. Prychnąłem, ale schowałem karteczkę w kieszeń od spodni. Poszedłem do baru i zamówiłem kilka szotów. Wypiłem jednego, potem kolejnego i kolejnego. Poczułem wibracje w kieszeni. Szybko wyciągnąłem telefon z nadzieją, że to Vicky. Niestety, to tylko Louis z informacją, że on i El już poszli, bo kobieta źle się poczuła. Następne 10 kieliszków mocno na mnie podziałało. Znowu wziąłem telefon i napisałem do Victorii. Nie wiem dlaczego, co miałem w głowie, ale zdenerwowałem się na myśl, że ona w ogóle się nie odzywała, może po prostu o mnie zapomniała. Jej odpowiedź była natychmiastowa, ale nie takiej się spodziewałem... 

*Victoria*

Moje życie zamieniło się w koszmar. Nigdy nie przepuszczałabym, że Anthony stanie się katem. Związałam się z nim, bo szukałam wsparcia, bezpieczeństwa, a co znalazłam? Mężczyznę, który mnie bije i.. gwałci. Nie chcę tak żyć, nie potrafię, jestem zbyt słaba. Nie mogę od niego odejść, ponieważ zagroził, że skrzywdzi moich bliskich.. Nie mogę również nikomu o tym powiedzieć. Przez ostatnie trzy dni siedziałam w pokoju, nie chciałam pokazywać się z ogromnym siniakiem pod okiem. Thony zabrał mi mój telefon. Nie wiem, co mam robić... Chciałabym porozmawiać z Zaynem, ale nie mam jak. Chociaż...
Pobiegłam do łazienki, by zobaczyć jak wygląda moja twarz. Siniak już prawie jest niewidoczny, wystarczy go trochę przypudrować. Wybiegłam z pokoju w celu znalezienia Evy. Anthony jest w pracy, więc jak na razie mnie mam się czego bać. 
Kobieta była w kuchni, akurat zmywała naczynia. 
- Victoria! lepiej się już czujesz? Pan Levison mówił, że jesteś chora.- uśmiechnęła się, gdy tylko mnie zobaczyła. Ale sobie wymyślił... 
- Tak już lepiej. - powiedziałam. - przepraszam, ale mój telefon się zepsuł, mogłabym zatelefonować z pani komórki?
- Jasne nie ma problemu. - podała mi przedmiot. 
- Dziękuje, zaraz pani odniosę.- udałam się do sypialni, gdzie próbowałam przypomnieć sobie numer do Zayna. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

*Rozmowa telefoniczna*
Victoria: Halo?
/kobiecy głos/- tak? Kto mówi? 
Victoria:  Przepraszam, ja... chyba pomyliłam numery. 
W tle: "Kurwa dlaczego odbierasz mój telefon?!" 
Zayn: Halo?
Victoria: Zayn... (Byłam bliska płaczu, naprawdę)
Zayn: Victoria? Co jest?
Victoria: Nie nic, po prostu...chciałam usłyszeć twój głos, ale chyba jesteś zajęty, nie będę przeszkadzała. 
Zayn: Czemu ode mnie nie odbierałaś? Odpisałaś tylko na jednego smsa. Myślałem, że wszystko jasne. - smsa? Kurwa, czy Anthony... cholera.
Victoria: To dość skomplikowane, nie ważne. 
Zayn: Skomplikowane?! Powiesz mi, kurwa, co się tam dzieje? 
Victoria: *płacz* Po prosu, tęsknie za... 
Spojrzałam w stronę drzwi. To się nie dzieje... nie, nie chcę...
- Kurwa, z kim rozmawiasz?! Oddawaj telefon! Myślałem, że jesteś rozsądniejsza...- Anthony, mój największy koszmar. 
Zayn: Victoria, co się tam dzieje?!
Victoria: ....


***
Znowu ten ból. Czy tak już będzie zawsze? cholerny ból przeszywający całe ciało. 
- Pytam się z kim rozmawiałaś?- krzyknął.
- Anhony proszę...- załkałam, gdy poczułam kolejne uderzenie.- proszę przestań.
- Znowu rozmawiałaś z twoim kochasiem? - wrzasnął.- Zapomnij o nim! teraz jesteś tylko moja, nikt cię nie tknie, prócz mnie! - Rzucił mną o ścianę, tak, że nie mogłam się podnieść.
- Tęsknisz za nim? - zaśmiał się. - Przyzwyczaj się, bo już go nigdy nie zobaczysz. A gdy jeszcze raz będziesz chciała do niego zadzwonić, napisać, cokolwiek, zapamiętaj, ja się o tym dowiem prędzej czy później, a wtedy oboje pożałujecie .- kopnął mnie w brzuch i wyszedł. 
To się nie dzieje naprawdę! Ja chce się obudzić, żyć swoim dawnym życiem, proszę.... 

                                                 *Zayn*
- Kurwa!- krzyknąłem i kopnąłem w torbę leżącą na podłodze. 
- Kochanie, co się stało? - Usłyszałem głos Alex, która się do mnie przytuliła. Przespałem się z nią... byłem tak pijany, że nie myślałem głową...
- Masz minute na opuszczenie mojego mieszkania, jasne?
- Co?  ale...
- wypierdalaj, już! - wrzasnąłem na nią, a przerażona dziewczyna od razu wybiegła. 
Co się stało u Victorii? Kto tak na nią krzyczał? Ona się czegoś boi, ale pytanie czego? Nie powiedziała mi zapewne dlatego, że ta kurwa odebrała mój telefon... Muszę zadzwonić do Liama, on sprawdzał Anthony'ego, musi coś wiedzieć.

*rozmowa telefoniczna*
Liam: Stary, powiedz, że to coś ważnego i dlatego mnie obudziłeś. 
Zayn: Przyjedź do mnie! Coś się dzieje z Victorią, muszę do niej jechać. 
Liam: Jechać? Chcesz jej narobić problemów? 
Zayn: przed chwilą do mnie dzwoniła, była przerażona...
Liam: Czemu?
Zayn: Nie wiem.
Liam: Dobra, będę za 10 minut.
Zayn: dzięki! 

______________
W końcu przeszłam do momentu, który planowałam od baaaaaaardzo dawna! Nie wiem czy wyszedł tak jak chciałam, ale, rozdział, mi się podoba. A wy co myślicie? :) Już wiecie dlaczego bohaterem w roli Anthony'ego Levison'a, jest Jamie Doman, słynny Christian Grey. Według mnie idealnie tu pasuje, a jaka jest wasza opinia? :)