niedziela, 11 października 2015

Rozdział 1- część II

                                                             *2 miesiące później*
                                                              *Victoria*

- Może ta? - Ciocia i Camila ( Mama Anthony'ego. ) pokazywały mi chyba setny katalog z sukniami ślubnymi. 
- ładna. - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
- Mówisz tak o każdej. Za 3 tygodnie masz ślub a ty ciągle nie wybrałaś sukienki. 
- Mam jeszcze czas. - uśmiechnęłam się. 
- a fryzura? Myślałaś nad fryzurą? - jak grochem o ścianą. 
- Nie ciociu, nie myślałam. - mój głos był przesłodzony. 
- Oj Victoria.. - zaśmiała się ciocia. - nawet nie wiesz jak się cieszę, że masz porządnego mężczyznę. I jakiego zaradnego, w wieku 29 lat ma własną firmę, ideał. - Tak.. Ideał.. jest aż za  bardzo idealny. 
- muszę to stwierdzić, mój synek jest cudowny. - zaśmiała się Camila. - myślę, że na nas już czas. Do zobaczenia, Vicky. 
- Pa. - powiedziałam i odprowadziłam je do wyjścia. Mieszkam w domu Anthony'ego. jest przeogromny. Można się w nim zgubić. Ma tutaj też sprzątaczkę i gosposię. Żyję jak księżniczka, ale dlaczego się tak nie czuję? 
- Podać pani obiad? - z rozmyśleń wyrwał mi głos 50- letniej kobiety. 
- Nie dziękuje. Poczekam za Thonym. - uśmiechnęłam się ciepło. - i ile razy mam pani powtarzać, jestem Victoria. 
- Tak, przepraszam. - ponownie uśmiechnęłam się i poszłam do sypialni. Położyłam się na łóżko i próbowałam zasnąć, bo strasznie bolała mnie głowa. 

                                                               ***

Obudziłam się przykryta kocem. Ciekawe kto mnie nim okrył.. Wzięłam telefon do ręki i spojrzałam na godzinę. 22;05. Wstałam z łóżka i udałam się do kuchni aby coś zjeść. Otworzyłam lodówkę i wzięłam z niej jogurt naturalny. Usiadłam przy wyspie kuchennej i zaczęłam jeść. 
- Myślę, że jogurtem się nie najesz. - Powiedział Thony, nawet nie słyszałam kiedy wchodził.- znowu schudłaś.
- Nie prawda. - prawda. Schudłam i to mocno, ważę 46 kilo, a normalnie ważyłam 52. 
- Wiesz, że mnie nie oszukasz. - pocałował mnie w czoło. 
- Tak, wiem. - wymamrotałam.- Jak ci minął dzień?- Subtelnie zmieniłam  temat. 
- W porządku. Miałem kilka spotkań. - usiadł obok mnie.- Kochanie, muszę wyjechać na tydzień. 
- Gdzie? 
- Do Londynu. - powiedział. - jeżeli chcesz możesz jechać ze mną, tylko, że będę tam dużo pracował i nie zawsze będę miał czas... - Londyn... miasto, w którym spędziłam najlepszy i najgorszy czas w moim życiu, mam tam wrócić? Nie powinnam żyć przeszłością, a Londyn to na prawdę przepiękne miejsce. W sumie chciałabym zobaczyć kto mieszka w moim starym domu.. 
- To nic. Pojadę, przynajmniej odpocznę od ciągłego gadania o ślubie. - powiedziałam to i od razu ugryzłam się w język. 
- Odpoczniesz? 
- Nie o to mi chodziło, po prostu twoja mama i moja ciocia ciągle zadręczają mnie o sukienkę, fryzurę, makijaż. To potrafi być denerwujące. 
- oj skarbie. W Londynie jest mnóstwo projektantów, znajdę ci jakiegoś i wynajmę go. Będziesz  miała najpiękniejszą suknię na świecie. - chwycił mnie za dłoń i pocałował w nią. - wszystko dla mojej królewny.

                                                             ***

- Victoria, jesteś już gotowa? - usłyszałam krzyk Anthony'ego. 
- Tak, już idę. - do torebki włożyłam moją ulubioną książkę i poszłam do mężczyzny. 
- Za 30 minut mamy samolot. - chwycił mnie za rękę i zaprowadził do samochodu, gdzie czekał już  Joseph - szofer Anthony'ego. 
- Dzień dobry. - powiedział i otworzył nam drzwi. 
- dzień dobry. -uśmiechnęłam się. - jak się pan miewa? 
- dziękuję, dobrze. 
- Joseph, musimy się pośpieszyć. - upomniał go Thony. Mój narzeczony nie lubi gdy rozmawiam z kimkolwiek z jego pracowników, twierdzi, że to ich rozprasza. 
Droga na lotnisko minęła nam spokojnie, tak jak reszta drogi do Londynu. 

                                                                   ***
Następnego dnia Anthony wyszedł wcześnie. Ja wstałam o 9.Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż.  Ubrałam bordowy sweterek, czarną spódniczkę, rajstopy w tym samym kolorze i brązowe botki. Poszłam do kuchni, gdzie leżała karteczka. 


                                            Dzień dobry, skarbie. Jeżeli masz ochotę pójść

                                         pozwiedzać Londyn pójdź do recepcji na parterze,
                                        poproś o szofera. O 16 zawiezie Cię na obiad, gdzie będę
                                       czekał na Ciebie. Do zobaczenia xx. 
                                                                                                     Kocham Cię,
                                                                                                  Anthony. 
                                        P.S. zamów sobie śniadanie.

Pozwiedzać Londyn? znam go już dobrze, ale myślę, że nie zaszkodzi znów poprzechadzać się po nim. wychodząc z apartamentu Chwyciłam za płaszczyk i torebkę. Windą udałam się na hol, podeszłam do recepcjonistki. 
- Dzień dobry- uśmiechnęła się sztucznie. - w czym Pani pomóc? 
-Dzień dobry. Jestem Victoria Harris, Anthony Levison, mówił, że mam tutaj zejść i poprosić o szofera.- rozmowa z nią była dla mnie dość krępująca, dziwnie mi było prosić o tego szofera.
- Ah tak, Pan Levison wspominał. Chwileczkę. - kobieta wykonała szybki telefon. - szofer już czeka przed hotelem. Życzę miłego dnia.
- Dziękuję, wzajemnie. - wyszłam z hotelu i udałam się do samochodu przy którym stał mężczyzna po 50. 
- Witam panno Harris.- uśmiechnął się.
- Dzień dobry. - również uczyniłam ten sam gest co on. Otworzył mi drwi i wsiadłam do auta.
- Gdzie panią zawieść? - podałam mu miejsce docelowe i ruszyliśmy. 

                                                              *Niall*

- Styles, idioto, rusz tyłek. - ja i chłopaki za chwilę mamy być w restauracji, ponieważ czekają tam za nami Bella, Dani i El. Umówiliśmy się z nimi na obiad, jak co niedziele. 
- Już jestem. - powiedział poprawiając marynarkę. 
- Ale się ubrałeś. - zaśmiał się Lou.- elegancik z ciebie. 
- zamknij mordę. - udaliśmy się do auta, którym kierował Lou, obok niego usiadł Liam a z tyłu siedziałem ja, Harry i Zayn. 
                                                                  *

Siedzieliśmy całą grupą rozmawiając na błahy temat. 
- Horan skocz po coś do picia. - powiedział Liam. 
- Idź sobie sam. - odpowiedziałem. kim ja niby jestem? Chłopcem na posyłki? o nie.. 
- Niall, chodź na spacer. - szepnęła mi Bella do ucha. 
- Dobrze. - uśmiechnąłem się i wstałem od stołu. Ja i Bella jesteśmy ze sobą od 11 miesięcy i jesteśmy szczęśliwi. 
Pomogłem Belli ubrać jej płaszcz, następnie ja założyłem swój. 
- cześć! - kiwnąłem znajomym na pożegnanie i chwyciłem moją ukochaną za dłoń. 
- Gdzie idziemy?- zapytała uśmiechnęła.
- to ty proponowałaś spacer, wymyśl coś- zaśmiałem się
- Niaaaaaaaall. 
- Ehhhh.. To może lody?
- lody? Przed chwilą byliśmy na obiedzie, chcesz mnie utuczyć? 
- Tak chcę. - cmoknąłem ją w czoło. - idziemy na lody!- dziewczyna tylko westchnęła.
Nieopodal nas była urocza lodziarnia, do której właśnie weszliśmy.
- Poproszę 2 desery czekoladowo- waniliowe. 
- Nie zjem tego. - szepnęła Bella. 
- Oj zjesz. - powiedziałem odsuwając jej krzesło, następnie usiadłem naprzeciwko niej. 
- Jesteśmy ze sobą już prawie rok, a ja wciąż nie mogę nadziwić się jakim to jesteś dżentelmenem. 
- Ohh skarbie, to tylko jedna z moich zalet. - znacząco poruszałem brwiami. 
- Tak, czasami też jesteś dupkiem. 
- Co powiedziałaś? 
- że jesteś dupkiem. 
- Pożałujesz. -posmarowałem jej nos bitą śmietaną. Dziewczyna po chwili mi się odwdzięczyła. Wstałem miejsca, podszedłem do niej i posmarowałem jej usta lodami po czym wpiłem się w nie. Słodki pocałunek. 
- Niall wszyscy się gapią..- odsunęła się ode mnie. 
- Idziemy do mnie.- uśmiechnąłem się znacząco. - rachunek, proszę. - kelner po chwili był już z rachunkiem. Szukałem portfela w spodniach, płaszczu.. 
- kurwa, zgubiłem portfel.
- Spokojnie, ja zapłacę. - Bella wyciągnęła pieniądze i wręczyła je kelnerowi. 
- Oddam ci. 
- przestań, nie żyjemy w XIX wieku, ja też czasem mogę zapłacić za randkę. - uśmiechnęła się. 
- Bella, masz klucze do mieszkania, ja pójdę do restauracji, bo pewnie tam zostawiłem ten pieprzony portfel. 
- oki. - cmoknęła mnie i zatrzymała taksówkę. 
Szybkim krokiem udałem się do restauracji, byłem tam jakieś 10 minut później.
- Dzień dobry, byłem tu ze znajomymi jakąś godzinę temu, nie znalazła pani może portfela?
- Tak, znalazłam może podać pan swoją godność? Chcę sprawdzić czy aby na pewno jest pan jego właścicielem. - co za kretynka.. gdybym chciał ukraść kasę mógłbym napaść na bank czy coś w tym stylu, a brać portfel gdzie jest tylko 200 funtów. 
- Horan, Niall James Horan. 
- Zgadza się, proszę. - kobieta uśmiechnęła się i oddała mi moją własność. 
- dziękuje, do widzenia. - kiwnąłem ręką wychodząc. Nagle na kogoś wpadłem. 
- Przepraszam. - uśmiechnąłem się. - nic ci nie jest? 
- Nie, nic. - znam ten głos. Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na mnie. 
- Victoria?



___________________
Cześć!
szkoda, że nie ma żadnego komentarza pod prologiem, bo nie wiem czy podoba się wam.
Ciekawa jestem jak będzie z rozdziałem 1. 
Do następnego! :) 
Jeżeli chcecie być informowani na tt piszcie pod tym postem! 

1 komentarz:

  1. Znalazłam tego bloga dzisiaj i po przeczytaniu prologu i 1 rozdziału pierwszej części tak mnie wciągło że przeczytałam wszystko. Masz talent do pisania. Napewno będę czytać dalej . Czekam niecierpliwością na kolejny . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń