niedziela, 25 października 2015

rozdział 3- część II

                                                                     *Victoria*

- Cześć.- powiedziałam wchodząc do salonu Spohi. 
- O hej- powiedziała. - myślałam, że już nie przyjdziesz.
- były straszne korki. - uśmiechnęłam się odwieszając płaszcz.
- Vicky, co się wczoraj stało? Ty wybiegłaś z płaczem, Bella też zaczęła szlochać i wszyscy pojechali do domu.
- to długa historia.- westchnęłam. 
- mamy dużo czasu.- posłała mi ciepły uśmiech. - ale najpierw coś ci pokażę. - dziewczyna podeszła do biurka i chwyciła za jakąś kartkę.- więc.. mam tu projekt sukienki dla ciebie. Chcesz zobaczyć?
- no jasne. 


- oczywiście to tylko projekt wstępny, zawsze można coś pozmieniać.
- wygląda świetnie, ale to wycięcie, jego mama może być niezadowolona.
- Dlatego masz długi welon, który to chociaż trochę przykryje. Myślałam jeszcze nad rękawem, wolisz długi czy taki jak tutaj?
- Hmmm... chyba długi, w końcu to listopad, może być zimno.
- Racja. Dobra, nie traćmy czasu, zostało nam tylko 3 tygodnie. Choć, muszę cię wymierzyć. - Wstałam i podeszłam do Sophi. Ta zaczęła wymierzać różne części mojego ciała.- Jej.. jesteś tak chuda, że zastanawiam się czy ta sukienka będzie dobrze leżeć. Masz przytyć co najmniej 5 kilo! 
- Mhym.. 
- za 30 minut biorę cię na obiad. - uśmiechnęła się.- dobra mam już wymiary, teraz chodź, wybierzemy materiał. 

                                                              ***

- Przykro mi z powodu twojego taty. Ale powiedz mi, czy Thony zna tę historię?
- Wie tylko, że mój tata zginął w wypadku, nie mówiłam mu o Zaynie.. 
- Rozumiem, że nie chcesz, aby Anthony się o tym dowiedział, prawda?
- Tak.. jest mi wstyd. W jego oczach jestem porcelanową lalką.
- A Zayn? co z nim?
- To .. to już skończone... 
- Dobra nie męczę cie już. Ale uważam, że powinnaś porozmawiać z Bellom, to twoja najlepsza przyjaciółka, pojedźmy do niej. 
- Nie wiem czy to do...
- to dobry pomysł. Chodź.
Nie wiem czy spotkanie z Isabellą to dobry pomysł. Była moją najlepszą przyjaciółką, a ja ją zostawiłam. Nie odzywałam się do niej, chociaż jej to obiecałam. Nie umiałam, odcięłam się od wszystkich, z nikim nie miałam kontaktu, chodź w głębi duszy bardzo tego chciałam. 

                                                             ***

Zadzwoniłyśmy do drzwi jej mieszkania. Coraz bardziej zaczęłam się bać, że nie będzie chciała ze mną w ogóle rozmawiać. 
- Ooo.. cześć Soph...- powiedziała z uśmiechem, ale po chwili spojrzała na mnie.- Victoria?
- Cześć Bells. - uśmiechnęłam się nieśmiało i spuściłam wzrok.
- Co tu robisz? - zapytała..
- Oh dziewczyny! - wtrąciła się Sophia.- Bella, ja ją tu przyprowadziłam, bo stwierdziłam, że musicie porozmawiać! Byłyście najlepszymi przyjaciółkami i musicie znów się porozumieć. Dlatego ja was zostawiam, a wy rozmawiacie, papa! - pokiwała ręką na pożegnanie i wyszła.
- To.. wejdź do środka. - weszłam do mieszkania.- chodź do salonu.- podążyłam za nią i po chwili już siedziałam na błękitnej sofie. 
- Chcesz coś do picia? Kawy, herbaty ?
- Nie, dziękuje. - Zrezygnowana Isabella usiadła na fotelu obok. Zapadła niezręczna cisza.- Bella, ja...
- Poczekaj- przerwała mi. - nie przepraszaj mnie, nie masz za co, co prawda było mi przykro gdy się nie odzywałaś, zmieniłaś numer... ale tak naprawdę teraz cieszę się, że tu jesteś. - uśmiechnęła się. - zawsze byłaś i będziesz moją najlepszą przyjaciółką. 
- Ty moją też. - podeszłam do niej i przytuliłam ją z całej siły. - kocham cię.
- ja ciebie też. - uśmiechnęła się. -musimy nadrobić ten stracony czas, więc mów co u ciebie? 
- hmm.. od śmierci taty mieszkam w Manchesterze, przez 1,5 miesiąca byłam na odwyku, potem mieszkałam z ciocią i wujem.
- A teraz?
- a teraz mieszkam z Anthonym. Moim.. moim narzeczonym.
- masz narzeczonego? Od kiedy? opowiedz mi o nim. 
- Ma na imię Anthony, ma 29 lat Poznaliśmy się na imieninach mojej cioci, oświadczył mi się 2 miesiące temu.
- Kochasz go? Jesteś z nim szczęśliwa?- zagryzłam wargę i wzięłam głęboki wdech. 
- Czuję się przy nim bezpiecznie, ale nie umiem stwierdzić czy to jest miłość. Ale koniec o mnie, jak u ciebie? 
- W sumie po staremu, nie licząc tego że jestem z Niallem.
- Wiem, życzę wam szczęścia.
- Skąd wiesz?
- Rozmawiałam z Niallem 2 dni temu, ale prosiłam aby nikomu nic nie mówił. - Bella przewróciła oczami i zaśmiała się. Rozmawiałyśmy tak przez 2 godziny, aż ktoś nam nie przeszkodził dzwoniąc do drzwi, Bella poszła otworzyć. Chwilę później zobaczyłam Nialla wraz z Harrym, Lou, Liamem i oczywiście Zaynem.
- Victoria!!!- krzyknął Loui i rzucił się na mnie, a w jego ślady poszli Harry, Liam i Niall. 
-  Cześć wam- uśmiechnęłam się.  
- Tęskniliśmy za tobą. - powiedział Liam, gdy już odeszli ode mnie i usiedli. 
- ja za wami też. - spojrzałam na Zayna, który nonszalancko siedział na fotelu i bacznie mnie obserwował. 
- słyszałem, że bierzesz ślub, gratuluję.- uśmiechnął się Harry.
- eee.. tak, dziękuje. - odpowiedziałam nieśmiało, na co Zayn szyderczo się zaśmiał i wyszedł z pokoju. Zdenerwowana podążyłam za nim aż do łazienki. 
- Twój NARZECZONY nie będzie chyba zbyt szczęśliwy gdy się dowie, że byłaś w łazience ze swoim byłym. - ponownie się zaśmiał i usiadł na skraju wanny.
- przyszłam tu, bo chcę abyś w końcu dał sobie spokój, jasne? 
- Wiesz, że tego nie zrobię, bo cię koch...
- Słyszałam to już mnóstwo razy "Bo cię kocham", szkoda tylko, że zapomniałeś, o tym gdy byłeś w łazience z Nicol. - krzyknęłam zezłoszczona. Chłopak zamilkł i spojrzał na mnie spod byka. - odebrało ci mowę? 
-  Nie. - warknął i podszedł bliżej przyciskając mnie do ściany.- Zrobiłem to dla naszego dobra..
- Co ty pieprzysz Malik? - krzyknęłam na co on jeszcze mocniej przycisnął mnie do ściany. - nie kłam mnie.
- Chcesz abym mówił prawdę? - przytaknęłam. - dobrze więc, na początku liceum byłem głupim idiotą, bo spotykałem się z Nicol, Gdy dowiedziała się, że ty będziesz moim korepetytorem wpadła w furię, a potem byliśmy w pubie i zaczęła gadać jaka to z ciebie świętoszka i w ogóle... wpadła na pomysł, żebym cię rozkochał w sobie, przeleciał i zostawił. Zgodziłem się na to i założyłem się z nią. 
- I udało ci się wygrałeś! - z ledwością powstrzymywałam łzy.
- przegrałem! Bo zakochałem się w tobie bez pamięci. Nie rozumiesz? Przeleciałem ją, bo bałem się, że gdy dowiesz się o zakładzie zostawisz mnie. Nie chciałem cię stracić. 
- Znów kłamiesz. 
- Victoria kurwa, tak naprawdę gdybym chciał cię wtedy przelecieć zrobiłbym to od razu, myślisz, że marnowałbym rok? - przybliżył swoje usta do mojego ucha i szepnął:- wiesz kiedy tak naprawdę  się w tobie zakochałem?
- k-k- kiedy?
- W dniu kiedy zrezygnowałem z korepetycji, wtedy naprawdę zrozumiałem, że wpadłem po uszy, bałem się tego. 
- A ty? Kochałaś mnie kiedyś?- zacisnęłam usta w cienką linie i spojrzałam na jego wargi, które akurat seksownie oblizywał. - twój brak odpowiedzi jest dla mnie jasny. - uśmiechnął się i musnął moje usta.Pogłębiał pocałunek z każdą sekundą. A ja? Ja nie przestawałam, wręcz przeciwnie, pragnęłam więcej i więcej. Po chwili Zayn oderwał się ode mnie. Rozczarowana spojrzałam na niego, a  on uśmiechnął się do mnie i powiedział: 
- Ja ciebie też. - i wyszedł z łazienki. Co się właśnie stało?

____________
NIEDZIELA! 
Rozdział trochę późno, ale dopiero ko kończyłam. 
DZIĘKUJĘ Wiktorii Szczepańskiej za naprawdę cudowny komentarz, który czytałam zanim zaczęłam pisać. Dodał mi motywacji ! <3 
Odnalazłam hasło do ask.fm jeżeli macie jakies pytana zapraszam ; ask.fm/onelife_onewin
do zobaczenia! 
liczę na jakies komentarze ;3 

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 2- część II

                                                        *Victoria*
- Victoria? 
- Nie musiał mnie pan z kimś pomylić, przepraszam. - chciałam go wyminąć, ale mnie zatrzymał. 
- Wiem, że to ty.- warknął. - co tu robisz? Dlaczego w ogóle się nie odzywałaś?
-  nie mam ochoty na pogaduszki, cześć. - usiadłam przy wolnym stoliku i starałam się ignorować palący wzrok Nialla. Kątem oka obserwowałam co robi. Serce mi stanęło gdy wyciągnął telefon i gdzieś zadzwonił. Rozmawiając przez telefon ciągle się na mnie patrzył. Chwyciłam torebkę i jak najszybciej chciałam wyjść z restauracji. Stojąc przed budynkiem nie wiedziałam gdzie iść, bo tutaj byłam umówiona z Thonym.
- Nie dzwoniłem do Zayna, spokojnie. - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam blondyna zapalającego papierosa. - Chcesz? - zapytał wskazując na paczkę. Odmówiłam ruchem głowy. - Kiedy wróciłaś? 
- Nie wróciłam, przyjechałam na kilka dni. - odpowiedziałam. 
- Czemu w ogóle się nie odzywałaś? - wzruszyłam ramionami patrząc przed siebie. - Po twoim wyjeździe wszystko się zepsuło. Zayn nie jest już sobą, zamknął się w sobie... Bella miała depresję, obwiniała się, że nie mogła ci pomóc. Ty.. Ty z tobą też nie jest chyba  najlepiej. 
- Bella miała depresję? Przeze mnie? Co z nią? 
- Już dobrze, jest w dobrych rękach. - uśmiechnął się delikatnie. - od prawie roku jesteśmy parą. 
- Gratuluję, życzę wam szczęścia. - spojrzałam się w lewo i zobaczyłam nadchodzącego Anthony'ego.- Niall, proszę nie mów nikomu, że mnie spotkałeś, dobrze? A teraz idź. 
- Co, ale czemu? - bez odpowiedzi odeszłam od niego bez słowa. Wiedziałam, że Thony w widział mnie z nim. 
- Cześć kochanie. - powiedział muskając moje usta. 

- Cześć. - uśmiechnęłam się. - jak w pracy?
- Dobrze. - chwycił mnie za dłoń i kierował ku restauracji. - kto to?- kiwnął głową na  Niall
a, który ciągle stał w tym samym miejscu.
- Nie wiem, pytał o godzinę. -  Thony, skłamałam cię, to najlepszy przyjaciel mojego byłego. 
Gdy przechodziliśmy obok niego czułam wypalający wzrok. 
W restauracji usiedliśmy przy wolnym stoliku. 
- Na co masz ochotę? - zapytał. 
- Jeszcze nie wiem. - mruknęłam. -  a ty?
- Na ciebie. - wymruczał. Zalałam się rumieńcami. - ale to później. Teraz chętnie zjem risotto. - Zawołał kelnera. Zamówił dla siebie risotto, a dla mnie sałatkę cezara, na którą w końcu się zdecydowałam. 
- jak minął ci dzień? 
- Dobrze, pozwiedzałam trochę. - uśmiechnęłam się. - Jutro chciałabym pojechać do mojego starego domu.
- Pojechałbym z tobą, ale znów będę musiał wyjść wcześnie i pewnie będę siedzieć w pracy do późna. 
- Pojadę sama, spokojnie.- w tym momencie przyniesiono nam nasze dania. 
- smacznego, skarbie. 
- Dziękuje.- rozmawialiśmy o naszym ślubie. Thony nalegał abym umówiła się z jego dobrą znajomą, która projektuje suknie ślubne. - Dobrze, pójdę tam jutro. 

Po skończonym obiedzie udaliśmy się na spacer a następnie do naszego apartamentu. 

                                                                  ***

Wychodząc z apartamentu chwyciłam za mój płaszczyk. Właśnie idę do mojego starego domu, a następnie wybieram się na umówione spotkanie z Sophią, koleżanką Anthony'ego, która ma mi zaprojektować suknię ślubną. Nie wiem jaką chcę, mam nadzieje, że ona pomoże mi w wyborze.  Thony ponoć powiedział jej swój pomysł, jestem ciekawa co wymyślił. Jego gust jest strasznie klasyczny, lubi ład i porządek. 
Przed hotelem czekał już szofer
- Witam ponownie panno Levison. - powiedział na co lekko prychnęłam.
- Harris, jeszcze jestem Victoria Harris. 
- Przepraszam. 
- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się. - możemy już jechać?
- Oczywiście. - Mężczyzna wsiadł do auta i ruszyliśmy. Podałam mu adres i ruszyliśmy. 
Czy dom wygląda tak jak go zapamiętałam? Myślę, że tak, nikt w nim nie zamieszkał. Tak w sumie powinnam go sprzedać. Po śmierci taty dom stał się moją własnością, więc mogę robić z nim co chcę. Ale jest mi ciężko na myśl, że ktoś inny może w nim zamieszkać, spać w moim pokoju. Kocham ten dom i wspomnienia z nim związane, nawet te, które wydawały się niezbyt fajne. 
- Panno Harris, jesteśmy na miejscu. 
- Oh, tak, dziękuję. Możesz już wracać do hotelu. 
- Ale pan Levison nalegał żebym wszędzie panią woził. 
- Tutaj spędzę na prawdę dużo czasu, potem chciałabym się przejść do salonu sukien, to niedaleko dam radę. - uśmiechnęłam się i wyszłam. - do widzenia. - kiwnęłam na odchodne. Obserwowałam odjeżdżające auto, wspominając jak to zawsze patrzyłam tak na samochód Liama, Louisa, Harrego, Nialla, Belli czy... Zayna. Po wczorajszej rozmowie z Horanem zaczęłam za nimi cholernie tęsknić, ale boje się z nimi spotkać... 
Wchodząc do mieszkania poczułam się jak kiedyś. Nastoletnia Victoria wracająca ze szkoły, gdzie czeka za nią tata, a za chwile ma przyjść chłopak. Uśmiechnęłam się na tę myśl, jednak przypominając sobie jaka jest rzeczywistość zesmutniałam. 
Myślałam, że ktoś tu zamieszkał, ale wczoraj rozmawiałam z wujem przez telefon i okazało się, iż bez mojej zgody nie mogli go wystawić na sprzedaż, więc czekali aż sama się zdecyduje aby go sprzedać. 
Chodziłam po domu tak w kółko, dotykałam różnych rzeczy, wspominałam stare czasy... w sumie nie aż takie stare, bo minęły nie całe 2 lata. Jeden pokój cały czas go omijałam, mianowicie był to mój pokój. Bałam się do niego wejść, wspomnienia mnie przytłaczały, zwłaszcza te związane z Zaynem. Stałam ponad trzy minuty pod drzwiami i myślałam o tym, ale w końcu przełamałam swoje lęki i weszłam tam. Wszystko jest tu tak jak było... za wyjątkiem mnie, ja się zmieniłam.. ja i moje życie. 
Usiadłam na moim ulubionym miejscu w tym pokoju, mianowicie parapecie. Podkurczyłam nogi i obserwowałam ulicę, na której nic się nie działo. Raz na jakiś czas przejechał tędy samochód. Jeden przykuł moją uwagę, zwolnił gdy tędy przejeżdżał. Po chwili jednak odjechał ze zdwojoną prędkością. 


- Cześć, ty jesteś pewnie Victoria narzeczona Anthony'ego? Jestem Sophia- kobieta podała mi rękę. W jej salon sukien ślubnych był urządzony z klasą. - Thony mówił mi, że za 3 tygodnie bierzecie ślub, a ty nadal nie masz sukienki.
- Tak to prawda. - powiedziałam nieśmiało. 
- Spokojnie, coś wymyślimy.- uśmiechnęła się.- Usiądź proszę, pokażę ci kilka moich projektów. - usiadłam na skórzanej sofie.- chcesz kawę, herbatę?
- Nie dziękuje.
- W takim razie pokażę ci katalog, jak coś ci się spodoba to przymierzysz, a jeżeli nadal nic nie wybierzesz to będziemy szkicować. 
- okej. 
- dobra, znam rodzinę Anthony'ego, więc wiem, że sukienka nie może być zbyt odważna, duże wycięcia odpadają. Podpowiedz mi coś, na pewno kiedyś myślałaś o takiej sukience. 
- To fakt, ale wtedy byłam nastolatką, miałam wybujałą wyobraźnie. - uśmiechnęłam się. -Wtedy chciałam wyglądać wyjątkowo, jak księżniczka, teraz już nie wiem.. 
- Bo ty masz wyglądać wyjątkowo! To będzie twój dzień!

                                                                  *
- Victoria, rzeczywiście jesteś strasznie wybredna, siedzimy już tu 4 godziny, przymierzyłaś 14 sukienek. Nie mam już siły. - Sophia się zaśmiała. 
- Dobra.. nie ważne.. kupie jedną z tych, które przymierzyłam. - powiedziałam zrezygnowana.
- Nie. Ja ci zaprojektuje sukienkę idealną! - krzyknęła radośnie. - ale musimy się lepiej poznać. Może pójdziemy wieczorem do klubu, spędzimy razem trochę czasu.
- no nie wiem... Thony może być niezadowolony. 
- zadzwoń do niego. 
-ehhh.. no dobra. - jezu.. na co ja się pisze.. nie byłam w klubie od bardzo dawna.

*rozmowa telefoniczna*
A: Cześć kochanie. Jak po spotkaniu z Sophią?
V:hej.tak właściwie spotkanie ciągle trwa. Thony, wraz z Sophią chciałyśmy pójść gdzieś wieczorem, poznać się lepiej, bo jutro będziemy szkicować projekt sukni. 
A: Wieczorem? gdzie? Rozumiem, że dzwonisz do mnie, bo chcesz iść sama. 
V: To nie tak, chcemy się lepiej poznać, żeby stworzyć dobry projekt. 
A: A gdzie idziecie?
V: Może do jakiegoś pubu, może klubu. Wiesz, bardzo dawno nigdzie nie byłam. 
A: Jak chcesz to idź, ja muszę kończyć, cześć. 
V: Nie złość się, pa.

Wieczorem ponownie spotkałam się z Sophią. Udałyśmy się do klubu. Miło spędzałyśmy czas. Trochę lepiej się poznałyśmy, powiedziała, że już ma jakiś pomysł na sukienkę. 
- Vicky, w tym klubie jest moja dobra koleżanka ze znajomymi, może pójdziemy się przywitać? Niedługo muszę zrobić sesje nowej kolekcji, a to jest jedna z moich najlepszych modelek. 
- Jasne, ale za niedługo chyba będę musiała iść. 
- Dobrze.- uśmiechnęła się i zaprowadziła mnie na 2 piętro klubu gdzie siedziała jej koleżanka. - polubisz ją, jest świetna. - nie słuchałam jej za bardzo, bo oglądałam abstrakcyjne malowidła na ścianach. 
- Cześć wam,to jest Victoria.- nawet nie zauważyłam jak podeszłyśmy do stolika. Spojrzałam na jej znajomych i zamarłam. Tam siedzieli wszyscy! WSZYSCY MOI STARZY PRZYJACIELE. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, było mi tak strasznie głupio gdy spojrzałam na Belle.
- ja... ja.. przepraszam. - szybko się odwróciłam, ale nawet nie zrobiłam kroku, bo wpadłam na kogoś.

- Victoria.- szepnął. 
- Zayn.- łza spłynęła mi po policzku. Szybko ją starłam i wybiegłam z klubu. 
napisałam smsa do Anthony'ego, żeby po mnie przyjechał. 

                                                    *Zayn*

Wróciła. Moja Victoria wróciła!Czyli jednak nie przewidziało mi się dzisiaj, na prawdę widziałem ją w jej domu. 
Wybiegłem za nią w klubu, siedziała na murku. Podszedłem do niej i przysiadłem się. 
- czego chcesz?
- tęskniłem za tobą, myślałem, że już nigdy nie wrócisz.
- nie wróciłam. za kilka dni znowu wyjeżdżam. 
- Co? 
- Musze w końcu sprzedać dom.. załatwię kilka formalności i wyjeżdżam. 
-Tylko po to?
- nie...-mruknęła. - Zayn nie mam ochoty na rozmowę, idź już sobie.
- Nie żartuj! Myślałaś, że o tobie zapomniałem? Cały czas cię kocham, odchodziłem od zmysłów, codziennie myślałem co się z tobą dzieje, zastanawiałem się czy też o mnie myślisz.
- po co mi to mówisz?! - krzyknęła zalana łzami.- MY to już przeszłość, bardzo daleka, Zayn. Zacznij żyć,znajdź sobie kogoś, przestań o mnie myśleć.
- Nie chcę nikogo innego. - krzyknąłem chcę być tylko z tobą!
- przykro mi, to już niemożliwe. -powiedziała, a po chwili dodała- za 3 tygodnie biorę ślub. - Mój świat się zawalił. Poczułem się jakby ktoś wbił mi nóż w plecy.- jestem szczęśliwa, proszę, nie niszcz tego.  
- Victoria!- usłyszałem krzyk jakiegoś mężczyzn. po chwili podbiegł do niej i ją przytulił. - kochanie, wszystko dobrze, dlaczego płaczesz? 
- Wszystko okej, w klubie było za duszno i zrobiło mi się słabo. - zerknęła na mnie. Ja siedziałem i obserwowałem te sielankę. - jedźmy już. - musnęła delikatnie jego usta. 
Zrobiła mi to na złość. Udało jej się. Aż się we mnie zagotowało! Tylko ja mogę ją dotykać! ONA JEST MOJA! - Thony, jedziemy. - chwyciła go za rękę i wsiedli do auta. 
Pobiegłem do swojego auta i pojechałem za nimi. ja tak łatwo nie odpuszczę. Nie stracę jej po raz kolejny, nie mogę. 

*rozmowa telefoniczna* 
Zayn: Liam! musisz mi szybko kogoś sprawdzić. 
Liam: Coś związanego z Vicky? Gadałeś z nią?  
Z: Tak. Kurwa Liam potrzebuje informacji, sprawdzisz mi czy nie?
L: Kogo mam sprawdzić?
Z: Nie wiem jak się nazywa. Ma na imię Anthony, ma około 30 lat, jest na pewno bogaty.
L: Skąd wiesz, że jest bogaty? 
Z: Bo rzadko widzę kolesia, który ma super auto a i tak ma szofera. 
L: Dobra, jak coś będę wiedział zadzwonię,
Z: Dzięki stary, 

_____________________-
Cześć! Jak wam się podoba?
ostatni post ma pon ad 300 wyświetleń, a tylko 1 komentarz :(( 
Wiem, że jest was tu więcej. Komentujcie.
PROSZEEEEEEEEEEE

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 1- część II

                                                             *2 miesiące później*
                                                              *Victoria*

- Może ta? - Ciocia i Camila ( Mama Anthony'ego. ) pokazywały mi chyba setny katalog z sukniami ślubnymi. 
- ładna. - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
- Mówisz tak o każdej. Za 3 tygodnie masz ślub a ty ciągle nie wybrałaś sukienki. 
- Mam jeszcze czas. - uśmiechnęłam się. 
- a fryzura? Myślałaś nad fryzurą? - jak grochem o ścianą. 
- Nie ciociu, nie myślałam. - mój głos był przesłodzony. 
- Oj Victoria.. - zaśmiała się ciocia. - nawet nie wiesz jak się cieszę, że masz porządnego mężczyznę. I jakiego zaradnego, w wieku 29 lat ma własną firmę, ideał. - Tak.. Ideał.. jest aż za  bardzo idealny. 
- muszę to stwierdzić, mój synek jest cudowny. - zaśmiała się Camila. - myślę, że na nas już czas. Do zobaczenia, Vicky. 
- Pa. - powiedziałam i odprowadziłam je do wyjścia. Mieszkam w domu Anthony'ego. jest przeogromny. Można się w nim zgubić. Ma tutaj też sprzątaczkę i gosposię. Żyję jak księżniczka, ale dlaczego się tak nie czuję? 
- Podać pani obiad? - z rozmyśleń wyrwał mi głos 50- letniej kobiety. 
- Nie dziękuje. Poczekam za Thonym. - uśmiechnęłam się ciepło. - i ile razy mam pani powtarzać, jestem Victoria. 
- Tak, przepraszam. - ponownie uśmiechnęłam się i poszłam do sypialni. Położyłam się na łóżko i próbowałam zasnąć, bo strasznie bolała mnie głowa. 

                                                               ***

Obudziłam się przykryta kocem. Ciekawe kto mnie nim okrył.. Wzięłam telefon do ręki i spojrzałam na godzinę. 22;05. Wstałam z łóżka i udałam się do kuchni aby coś zjeść. Otworzyłam lodówkę i wzięłam z niej jogurt naturalny. Usiadłam przy wyspie kuchennej i zaczęłam jeść. 
- Myślę, że jogurtem się nie najesz. - Powiedział Thony, nawet nie słyszałam kiedy wchodził.- znowu schudłaś.
- Nie prawda. - prawda. Schudłam i to mocno, ważę 46 kilo, a normalnie ważyłam 52. 
- Wiesz, że mnie nie oszukasz. - pocałował mnie w czoło. 
- Tak, wiem. - wymamrotałam.- Jak ci minął dzień?- Subtelnie zmieniłam  temat. 
- W porządku. Miałem kilka spotkań. - usiadł obok mnie.- Kochanie, muszę wyjechać na tydzień. 
- Gdzie? 
- Do Londynu. - powiedział. - jeżeli chcesz możesz jechać ze mną, tylko, że będę tam dużo pracował i nie zawsze będę miał czas... - Londyn... miasto, w którym spędziłam najlepszy i najgorszy czas w moim życiu, mam tam wrócić? Nie powinnam żyć przeszłością, a Londyn to na prawdę przepiękne miejsce. W sumie chciałabym zobaczyć kto mieszka w moim starym domu.. 
- To nic. Pojadę, przynajmniej odpocznę od ciągłego gadania o ślubie. - powiedziałam to i od razu ugryzłam się w język. 
- Odpoczniesz? 
- Nie o to mi chodziło, po prostu twoja mama i moja ciocia ciągle zadręczają mnie o sukienkę, fryzurę, makijaż. To potrafi być denerwujące. 
- oj skarbie. W Londynie jest mnóstwo projektantów, znajdę ci jakiegoś i wynajmę go. Będziesz  miała najpiękniejszą suknię na świecie. - chwycił mnie za dłoń i pocałował w nią. - wszystko dla mojej królewny.

                                                             ***

- Victoria, jesteś już gotowa? - usłyszałam krzyk Anthony'ego. 
- Tak, już idę. - do torebki włożyłam moją ulubioną książkę i poszłam do mężczyzny. 
- Za 30 minut mamy samolot. - chwycił mnie za rękę i zaprowadził do samochodu, gdzie czekał już  Joseph - szofer Anthony'ego. 
- Dzień dobry. - powiedział i otworzył nam drzwi. 
- dzień dobry. -uśmiechnęłam się. - jak się pan miewa? 
- dziękuję, dobrze. 
- Joseph, musimy się pośpieszyć. - upomniał go Thony. Mój narzeczony nie lubi gdy rozmawiam z kimkolwiek z jego pracowników, twierdzi, że to ich rozprasza. 
Droga na lotnisko minęła nam spokojnie, tak jak reszta drogi do Londynu. 

                                                                   ***
Następnego dnia Anthony wyszedł wcześnie. Ja wstałam o 9.Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż.  Ubrałam bordowy sweterek, czarną spódniczkę, rajstopy w tym samym kolorze i brązowe botki. Poszłam do kuchni, gdzie leżała karteczka. 


                                            Dzień dobry, skarbie. Jeżeli masz ochotę pójść

                                         pozwiedzać Londyn pójdź do recepcji na parterze,
                                        poproś o szofera. O 16 zawiezie Cię na obiad, gdzie będę
                                       czekał na Ciebie. Do zobaczenia xx. 
                                                                                                     Kocham Cię,
                                                                                                  Anthony. 
                                        P.S. zamów sobie śniadanie.

Pozwiedzać Londyn? znam go już dobrze, ale myślę, że nie zaszkodzi znów poprzechadzać się po nim. wychodząc z apartamentu Chwyciłam za płaszczyk i torebkę. Windą udałam się na hol, podeszłam do recepcjonistki. 
- Dzień dobry- uśmiechnęła się sztucznie. - w czym Pani pomóc? 
-Dzień dobry. Jestem Victoria Harris, Anthony Levison, mówił, że mam tutaj zejść i poprosić o szofera.- rozmowa z nią była dla mnie dość krępująca, dziwnie mi było prosić o tego szofera.
- Ah tak, Pan Levison wspominał. Chwileczkę. - kobieta wykonała szybki telefon. - szofer już czeka przed hotelem. Życzę miłego dnia.
- Dziękuję, wzajemnie. - wyszłam z hotelu i udałam się do samochodu przy którym stał mężczyzna po 50. 
- Witam panno Harris.- uśmiechnął się.
- Dzień dobry. - również uczyniłam ten sam gest co on. Otworzył mi drwi i wsiadłam do auta.
- Gdzie panią zawieść? - podałam mu miejsce docelowe i ruszyliśmy. 

                                                              *Niall*

- Styles, idioto, rusz tyłek. - ja i chłopaki za chwilę mamy być w restauracji, ponieważ czekają tam za nami Bella, Dani i El. Umówiliśmy się z nimi na obiad, jak co niedziele. 
- Już jestem. - powiedział poprawiając marynarkę. 
- Ale się ubrałeś. - zaśmiał się Lou.- elegancik z ciebie. 
- zamknij mordę. - udaliśmy się do auta, którym kierował Lou, obok niego usiadł Liam a z tyłu siedziałem ja, Harry i Zayn. 
                                                                  *

Siedzieliśmy całą grupą rozmawiając na błahy temat. 
- Horan skocz po coś do picia. - powiedział Liam. 
- Idź sobie sam. - odpowiedziałem. kim ja niby jestem? Chłopcem na posyłki? o nie.. 
- Niall, chodź na spacer. - szepnęła mi Bella do ucha. 
- Dobrze. - uśmiechnąłem się i wstałem od stołu. Ja i Bella jesteśmy ze sobą od 11 miesięcy i jesteśmy szczęśliwi. 
Pomogłem Belli ubrać jej płaszcz, następnie ja założyłem swój. 
- cześć! - kiwnąłem znajomym na pożegnanie i chwyciłem moją ukochaną za dłoń. 
- Gdzie idziemy?- zapytała uśmiechnęła.
- to ty proponowałaś spacer, wymyśl coś- zaśmiałem się
- Niaaaaaaaall. 
- Ehhhh.. To może lody?
- lody? Przed chwilą byliśmy na obiedzie, chcesz mnie utuczyć? 
- Tak chcę. - cmoknąłem ją w czoło. - idziemy na lody!- dziewczyna tylko westchnęła.
Nieopodal nas była urocza lodziarnia, do której właśnie weszliśmy.
- Poproszę 2 desery czekoladowo- waniliowe. 
- Nie zjem tego. - szepnęła Bella. 
- Oj zjesz. - powiedziałem odsuwając jej krzesło, następnie usiadłem naprzeciwko niej. 
- Jesteśmy ze sobą już prawie rok, a ja wciąż nie mogę nadziwić się jakim to jesteś dżentelmenem. 
- Ohh skarbie, to tylko jedna z moich zalet. - znacząco poruszałem brwiami. 
- Tak, czasami też jesteś dupkiem. 
- Co powiedziałaś? 
- że jesteś dupkiem. 
- Pożałujesz. -posmarowałem jej nos bitą śmietaną. Dziewczyna po chwili mi się odwdzięczyła. Wstałem miejsca, podszedłem do niej i posmarowałem jej usta lodami po czym wpiłem się w nie. Słodki pocałunek. 
- Niall wszyscy się gapią..- odsunęła się ode mnie. 
- Idziemy do mnie.- uśmiechnąłem się znacząco. - rachunek, proszę. - kelner po chwili był już z rachunkiem. Szukałem portfela w spodniach, płaszczu.. 
- kurwa, zgubiłem portfel.
- Spokojnie, ja zapłacę. - Bella wyciągnęła pieniądze i wręczyła je kelnerowi. 
- Oddam ci. 
- przestań, nie żyjemy w XIX wieku, ja też czasem mogę zapłacić za randkę. - uśmiechnęła się. 
- Bella, masz klucze do mieszkania, ja pójdę do restauracji, bo pewnie tam zostawiłem ten pieprzony portfel. 
- oki. - cmoknęła mnie i zatrzymała taksówkę. 
Szybkim krokiem udałem się do restauracji, byłem tam jakieś 10 minut później.
- Dzień dobry, byłem tu ze znajomymi jakąś godzinę temu, nie znalazła pani może portfela?
- Tak, znalazłam może podać pan swoją godność? Chcę sprawdzić czy aby na pewno jest pan jego właścicielem. - co za kretynka.. gdybym chciał ukraść kasę mógłbym napaść na bank czy coś w tym stylu, a brać portfel gdzie jest tylko 200 funtów. 
- Horan, Niall James Horan. 
- Zgadza się, proszę. - kobieta uśmiechnęła się i oddała mi moją własność. 
- dziękuje, do widzenia. - kiwnąłem ręką wychodząc. Nagle na kogoś wpadłem. 
- Przepraszam. - uśmiechnąłem się. - nic ci nie jest? 
- Nie, nic. - znam ten głos. Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na mnie. 
- Victoria?



___________________
Cześć!
szkoda, że nie ma żadnego komentarza pod prologiem, bo nie wiem czy podoba się wam.
Ciekawa jestem jak będzie z rozdziałem 1. 
Do następnego! :) 
Jeżeli chcecie być informowani na tt piszcie pod tym postem! 

poniedziałek, 5 października 2015

prolog- część II

                                                     * 1,5 roku później*

        - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!- powiedziała moja ciocia. Tak... od półtora rok mieszkam w Manchesterze. Dokładniej rok i 3 miesiące mieszkałam z wujostwem, a od 2 miesięcy mieszkam z moim chłopakiem- Anthonym. Poznałam go przez moją ciocię, ponieważ jest to syn jej przyjaciółki. Thony jest starszy ode mnie o 9 lat, ale jakoś nie przeszkadza mi to.. Czy go kocham? nie wiem... od dnia wypadku potrzebuję kogoś kto będzie się mną opiekować. Darzę go pewnym uczuciem, ale nie jestem pewna czy to miłość.     
- dziękuje.- powiedziałam. 
- prezent dam ci później.- uśmiechnęła się.- goście przyjdą za pół godziny.
- ohh, ciociu nie musiałaś robić przyjęcia. - powiedziałam. 
- Victoria, to twoje dwudzieste urodziny, musiałam.
- ehhh... pomogę ci wszystko przygotować. 


                                                                             ***

Wszyscy goście śpiewali mi ''sto lat'' a ja jak zwykle nie wiedziałam gdzie podziać wzrok, więc ciągle obserwowałam Anthony'ego i delikatnie się uśmiechałam. 
- Wszystkiego najlepszego, Victorio.- uśmiechnęła się mama mojego chłopaka. 
- Dziękuje wszystkim za życzenia i prezenty.- powiedziałam. 
- Teraz czas na prezent ode mnie. - Thony wstał i uklęknął przede mną. - Victorio, wyjdziesz za mnie?- Z kieszeni garnituru wyciągnął pudełko z pierścionkiem. 

Zaniemówiłam. Oczy wszystkich były skierowane na mnie. I co ja mam zrobić? Nie wiem czy go kocham, ale nie chcę zostać sama, nie chcę go zranić...
- Victoria?
- T-tak- powiedziałam drżącym głosem. - tak, wyjdę za ciebie.- wszyscy zaczęli nam bić brawo, Thony założył mi przepiękny pierścionek na palec i namiętnie mnie pocałował. 

                                                               *Zayn*

- Malik starczy już tobie. Zadzwonię po taksówkę. - powiedział Gregore, barman w moim ulubionym pubie. 
- Daj mi spokój - wysyczałem lekko bełkocząc.- Nalej mi jeszcze. 
- Nie obsługuje pijanych klientów.- Wstałem i chwyciłem go za koszule.
- Nalej mi tej pierdolonej wódki, kurwa. - krzyknąłem tak głośno, że wzrok wszystkich skierował się na mnie, a po chwili zostałem wyrzucony przez ochronę. Upadłem na kolana. Jacyś gówniarze zaczęli śmiać się i robić mi zdjęcia. 
- Z czego się śmiejecie? Chcesz w ryj?- zacząłem krzyczeć i wstałem. Mieli może z 16- 17 lat, nie zdążyli nic odpowiedzieć, bo jeden z nich już dostał lewego sierpowego, potem kolejny, dwóch z nich uciekło.. zacząłem ich bić, na zmianę. Po chwili ktoś mnie odciągnął. 
- Spadajcie. - powiedział Louis. - Co ty odpierdalasz Zayn? Gregore dzwonił do mnie, że wywalili cię z baru. 
- Daj mi spokój!
- Ogarnij się człowieku! Co się z tobą stało? Bijesz przypadkowych gówniarzy, upijasz się do nieprzytomności, odsuwasz wszystkich od siebie. Stary nie możesz tak żyć, ona wyjechała, zaczęła nowe życie, nie wiesz gdzie jest, powinieneś zacząć żyć...- usiadłem na krawężniku i schowałem twarz w dłoniach. 
- Victoria ma dzisiaj urodziny. Kończy 20 lat.- powiedziałem po chwili. - Nie umiem przestać o niej myśleć, nie wiem gdzie jest, co się z nią dzieje... Chyba nigdy nie pokocham nikogo innego. 
- Wróć do nas, stęskniliśmy się za tobą. - Tomlinson zaśmiał się. - musisz o niej zapomnieć.
- Wiem, ale to nie jest takie proste.... 

____________ 
Nie obiecuje, że pojawi się zwiastun, ponieważ program mi nawala. 
Jak wam się podoba? 
1. tak, wiem.. prolog miał być w niedziele, ale miałam małe kłopoty na bloggerze i nic nie chciało mi się dodać :D 
 2. dodałam zakładkę z bohaterami cz. II 
3. komentujcie ! :(  

czwartek, 1 października 2015

Uwaga!

             
                                         CZĘŚĆ DRUGA BĘDZIE NA 1000000%!!

Prolog części drugiej pojawi się w niedziele. Rozdziały będę starała się dodawać co tydzień, ale może zdarzyć się tak, że rozdziału nie będzie, ponieważ będę miała za dużo na głowie. 
Co do zwiatunu.... był już gotowy, ale program usunął mi go. Tak samo jest gdy zaczynam robić na nowo... nie wiem co jest, spróbuje to naprawić i zrobić. 
Hmmm.. coś jeszcze? Bohaterów znajdziecie w zakładkach. Znacie kilku z nich, innych poznacie w trakcie pisania :) A jeszcze inni będą pojawiać się później. 
Jeżeli macie jakieś pytania piszcie w komentarzach :) DO ZOBACZENIA !!
  
...3...2...1...ZACZYNAMY!