- ee.. miło mi, Victoria. - podałam mu dłoń. Co on tu robi? Zayn też tu jest?- Anthony, po co mi ochroniarz?
- Kochanie, mam dużą konkurencje, każdy jest zawistny i chce zniszczyć mi życie, a ja nie oddam nikomu mojego skarbu.- przytulił się do mnie. Znienawidziłam jego dotyk, aż mnie ciarki przeszły. - Dobra, zaczyna pan prace jutro o 9. Proszę się nie spóźnić. - pożegnał się z Liamem i odprowadził go do drzwi. Po chwili wrócił do mnie z cwaniackim uśmiechem.
- Wynająłem pana Payne'a, żebyś czasem nie próbowała ode mnie uciec. On będzie z tobą, gdy mnie tu nie będzie, ale mam nadzieje, że będziesz małym aniołkiem, prawda?- przyciągnął mnie do siebie.
- t-tak, będę. - szepnęłam. Mężczyzna usiadł i pociągnął mnie na tak, że usiadłam mu na kolanach.
- Moja mała laleczka. - pocałował mnie w skroń. - zapomniałaś już o tamtym, prawda?- przytaknęłam z nadzieją, że to już koniec koszmaru. - I już na zawsze będziemy razem?- przycisnął mnie do siebie. znów przytaknęłam zaciskając powieki, by powstrzymać napływające łzy. - Dobra decyzja.- przygryzł płatek mojego ucha.
Następnego dnia ubrałam się w czarne rurki, sweter w tym samym kolorze,oczywiście z długim rękawem. Włosy miałam rozpuszczone, makijaż był składał się z dużej ilości podkładu, pudru i tuszu do rzęs.
Dziś Liam zaczyna swoją pracę w domu Thony'ego, muszę go unikać. Nie chcę, aby coś zauważył... Ale ciągle nie rozumiem dlaczego on.. czemu podjął tu pracę? Przecież miał założyć własną firmę, razem z chłopakami...
W kuchni było czuć, że pani Eva coś gotuje, pachniało przepięknie, ale ja nie dam rady nic przełknąć.
- Dzień dobry. - powiedziałam.
- Dzień dobry, Victorio.- uśmiechnęła się. - podać ci śniadanie?
- Nie, dziękuje. - mruknęłam nalewając sobie wody.
- Kochana, ostatnio w ogóle nic nie jesz, nie smakuje mi moja kuchnia?
- Nie, po prostu nie jestem teraz głodna, może później coś zjem.- powiedziałam próbując się uśmiechnąć. - Pójdę do siebie. - na korytarzu wpadłam na Liama, świetnie...
- Prze-przepraszam. - powiedziałam spuszczając wzrok. Wylałam na niego całą szklankę napoju.
- Nic się nie stało, to tylko woda. - uśmiechnął się. - Victoria, musimy porozmawiać. - szepnął.
- Liam, nie chcę, nie rozumiem dlaczego tu jesteś, ale proszę zwolnij się, wracaj do Londynu.
- Dlaczego? Jestem tu, bo Zayn się o ciebie martwi. - chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę biura Anthony'ego. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie. - od waszej ostatniej rozmowy odchodzi od zmysłów, twierdzi, że czegoś się bałaś. - bałam? Byłam przerażona, przez mojego popierdolonego narzeczonego.
- Niczego się nie bałam, przekaż mu to. - powiedziałam, starając się brzmieć wiarygodnie.
- Dlaczego sama tego nie zrobisz?
- bo nie. - skrzyżowałam ramiona. - po za tym, Zayn już chyba kogoś ma... nie powinien się mną przejmować.
- Jacy wy jesteście skomplikowani...- westchnął.- nikogo nie ma, ciągle cię kocha, jasne?
- A ta dziewczyna?- Liam przez chwile milczał, usiadł na małej sofie i podparł się łokciami o kolana.
- To była jednorazowa sprawa, nic znaczącego, był pijany, laska sama go zaciągnęła do łóżka. - przygryzł wargę. - Z resztą Malik wywalił ją z domu, cholernie tego żałuje.
- to i tak nie ważne, Liam ja mam za tydzień ślub.
- Victoria, mnie nie oszukasz, nie chcesz tego ślubu. Znam cię nie od dziś.
- Liam... przekaż Zaynowi, że u mnie wszystko gra, wracaj do domu, proszę.
- okej, powiem mu to, ale ja tu zostaje. - wstał i poprawił krawat.- będę miał cię na oku, mała. - uśmiechnął się i wyszedł. Kurwa! Jakie to jest popieprzone... on nie może tu zostać, ale ja go nie przekonam do wyjazdu... Dlaczego on? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdybym powiedziała mu całą prawdę pomógłby mi, zabrał mnie stąd, ale boje się o moją rodzinę, przyjaciół i... O Zayna.
Około godziny siedemnastej usłyszałam, że wrócił Anthony, akurat siedziałam w kuchni patrząc na padający deszcz na zewnątrz. Wszedł do pomieszczenia wraz z Liamem.
- Cześć kochanie. - podszedł do mnie i się przytulił. - jak ci minął dzień?- zapytał wręczając ogromny bukiet białych róż.
- W porzątku. - odpowiedziałam nie patrząc na niego.
- Idź się uszykować, o dwudziestej mamy gościa. - uśmiechnął się.- Panie Payne, mógłbym mieć do pana prośbę? - Zapytał patrząc na Liama, cały czas mi się przyglądał.
- Jasne. O co chodzi?
- Niestety mój kierowca musiał pilnie wracać do domu, mógłby pan pojechać, pod wskazany przeze mnie adres, odebrać moją paczkę? - Chłopak znowu na mnie spojrzał i chwilę się zastanowił.
- Dobrze, postaram się to jak najszybciej załatwić. - wziął kartkę i wyszedł z domu. Anthony odwrócił się w moim kierunku i ponownie się uśmiechnął, ale... to nie wróżyło nic dobrego. Podszedł do mnie i odgarnął kosmyk moich włosów.
- Jesteśmy sami.- wyszeptał.- wiesz co to oznacza?- Nic mu nie odpowiedziałam, stałam w milczeniu powstrzymując napływające łzy. Poczułam ból na policzku, który promieniował mi na całą twarz.- przez ciebie, pierdolona szmato, straciłem klienta, bo ciągle myślałem, czy nie przeleciałaś już nowego ochroniarza.- Znów mnie uderzył i chwycił mnie za włosy. Szarpnął mnie i ciągnął w stronę sypialni.
- To boli.- wyszeptałam dławiąc się łzami.
- Boleć to dopiero będzie.- krzyknął rzucając mnie na łóżko. - rozbieraj się.- powiedział rozpinając pasek od spodni.- Słyszysz?! Już!- Zrobiłam to o co prosił, ale nie odważyłam się ściągnąć bielizny. Podszedł do mnie i z całej siły uderzył mnie w udo. Skórzanym pasem. Zwinęłam się w kłębek i błagałam go o to by przestał. W ramach odpowiedzi słyszałam tylko jego śmiech i czułam kolejne uderzenia. Go to bawi... Bawi go moje cierpienie.
- Ściągaj te pieprzone majtki.- warknął.
- Anthony, proszę... ja nic nie zrobiłam.
- Zamknij się dziwko! Jesteś niczym rozumiesz? Jesteś zwykłą, pierdoloną kurwą. - szeptał mi te okropne rzeczy, prosto do ucha.- Nikt cię nie uratuje, rozumiesz? Mogło być inaczej, to wszystko twoja wina. - Zdarł ze mnie bieliznę i brutalnie we mnie wszedł. Krzyczałam, błagałam ale to nic nie dawało. Gdy już skończył nachylił się nade mną i splunął mi prosto w twarz mówiąc tylko:
- Dziwka
- Kochanie, mam dużą konkurencje, każdy jest zawistny i chce zniszczyć mi życie, a ja nie oddam nikomu mojego skarbu.- przytulił się do mnie. Znienawidziłam jego dotyk, aż mnie ciarki przeszły. - Dobra, zaczyna pan prace jutro o 9. Proszę się nie spóźnić. - pożegnał się z Liamem i odprowadził go do drzwi. Po chwili wrócił do mnie z cwaniackim uśmiechem.
- Wynająłem pana Payne'a, żebyś czasem nie próbowała ode mnie uciec. On będzie z tobą, gdy mnie tu nie będzie, ale mam nadzieje, że będziesz małym aniołkiem, prawda?- przyciągnął mnie do siebie.
- t-tak, będę. - szepnęłam. Mężczyzna usiadł i pociągnął mnie na tak, że usiadłam mu na kolanach.
- Moja mała laleczka. - pocałował mnie w skroń. - zapomniałaś już o tamtym, prawda?- przytaknęłam z nadzieją, że to już koniec koszmaru. - I już na zawsze będziemy razem?- przycisnął mnie do siebie. znów przytaknęłam zaciskając powieki, by powstrzymać napływające łzy. - Dobra decyzja.- przygryzł płatek mojego ucha.
Następnego dnia ubrałam się w czarne rurki, sweter w tym samym kolorze,oczywiście z długim rękawem. Włosy miałam rozpuszczone, makijaż był składał się z dużej ilości podkładu, pudru i tuszu do rzęs.
Dziś Liam zaczyna swoją pracę w domu Thony'ego, muszę go unikać. Nie chcę, aby coś zauważył... Ale ciągle nie rozumiem dlaczego on.. czemu podjął tu pracę? Przecież miał założyć własną firmę, razem z chłopakami...
W kuchni było czuć, że pani Eva coś gotuje, pachniało przepięknie, ale ja nie dam rady nic przełknąć.
- Dzień dobry. - powiedziałam.
- Dzień dobry, Victorio.- uśmiechnęła się. - podać ci śniadanie?
- Nie, dziękuje. - mruknęłam nalewając sobie wody.
- Kochana, ostatnio w ogóle nic nie jesz, nie smakuje mi moja kuchnia?
- Nie, po prostu nie jestem teraz głodna, może później coś zjem.- powiedziałam próbując się uśmiechnąć. - Pójdę do siebie. - na korytarzu wpadłam na Liama, świetnie...
- Prze-przepraszam. - powiedziałam spuszczając wzrok. Wylałam na niego całą szklankę napoju.
- Nic się nie stało, to tylko woda. - uśmiechnął się. - Victoria, musimy porozmawiać. - szepnął.
- Liam, nie chcę, nie rozumiem dlaczego tu jesteś, ale proszę zwolnij się, wracaj do Londynu.
- Dlaczego? Jestem tu, bo Zayn się o ciebie martwi. - chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę biura Anthony'ego. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie. - od waszej ostatniej rozmowy odchodzi od zmysłów, twierdzi, że czegoś się bałaś. - bałam? Byłam przerażona, przez mojego popierdolonego narzeczonego.
- Niczego się nie bałam, przekaż mu to. - powiedziałam, starając się brzmieć wiarygodnie.
- Dlaczego sama tego nie zrobisz?
- bo nie. - skrzyżowałam ramiona. - po za tym, Zayn już chyba kogoś ma... nie powinien się mną przejmować.
- Jacy wy jesteście skomplikowani...- westchnął.- nikogo nie ma, ciągle cię kocha, jasne?
- A ta dziewczyna?- Liam przez chwile milczał, usiadł na małej sofie i podparł się łokciami o kolana.
- To była jednorazowa sprawa, nic znaczącego, był pijany, laska sama go zaciągnęła do łóżka. - przygryzł wargę. - Z resztą Malik wywalił ją z domu, cholernie tego żałuje.
- to i tak nie ważne, Liam ja mam za tydzień ślub.
- Victoria, mnie nie oszukasz, nie chcesz tego ślubu. Znam cię nie od dziś.
- Liam... przekaż Zaynowi, że u mnie wszystko gra, wracaj do domu, proszę.
- okej, powiem mu to, ale ja tu zostaje. - wstał i poprawił krawat.- będę miał cię na oku, mała. - uśmiechnął się i wyszedł. Kurwa! Jakie to jest popieprzone... on nie może tu zostać, ale ja go nie przekonam do wyjazdu... Dlaczego on? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdybym powiedziała mu całą prawdę pomógłby mi, zabrał mnie stąd, ale boje się o moją rodzinę, przyjaciół i... O Zayna.
Około godziny siedemnastej usłyszałam, że wrócił Anthony, akurat siedziałam w kuchni patrząc na padający deszcz na zewnątrz. Wszedł do pomieszczenia wraz z Liamem.
- Cześć kochanie. - podszedł do mnie i się przytulił. - jak ci minął dzień?- zapytał wręczając ogromny bukiet białych róż.
- W porzątku. - odpowiedziałam nie patrząc na niego.
- Idź się uszykować, o dwudziestej mamy gościa. - uśmiechnął się.- Panie Payne, mógłbym mieć do pana prośbę? - Zapytał patrząc na Liama, cały czas mi się przyglądał.
- Jasne. O co chodzi?
- Niestety mój kierowca musiał pilnie wracać do domu, mógłby pan pojechać, pod wskazany przeze mnie adres, odebrać moją paczkę? - Chłopak znowu na mnie spojrzał i chwilę się zastanowił.
- Dobrze, postaram się to jak najszybciej załatwić. - wziął kartkę i wyszedł z domu. Anthony odwrócił się w moim kierunku i ponownie się uśmiechnął, ale... to nie wróżyło nic dobrego. Podszedł do mnie i odgarnął kosmyk moich włosów.
- Jesteśmy sami.- wyszeptał.- wiesz co to oznacza?- Nic mu nie odpowiedziałam, stałam w milczeniu powstrzymując napływające łzy. Poczułam ból na policzku, który promieniował mi na całą twarz.- przez ciebie, pierdolona szmato, straciłem klienta, bo ciągle myślałem, czy nie przeleciałaś już nowego ochroniarza.- Znów mnie uderzył i chwycił mnie za włosy. Szarpnął mnie i ciągnął w stronę sypialni.
- To boli.- wyszeptałam dławiąc się łzami.
- Boleć to dopiero będzie.- krzyknął rzucając mnie na łóżko. - rozbieraj się.- powiedział rozpinając pasek od spodni.- Słyszysz?! Już!- Zrobiłam to o co prosił, ale nie odważyłam się ściągnąć bielizny. Podszedł do mnie i z całej siły uderzył mnie w udo. Skórzanym pasem. Zwinęłam się w kłębek i błagałam go o to by przestał. W ramach odpowiedzi słyszałam tylko jego śmiech i czułam kolejne uderzenia. Go to bawi... Bawi go moje cierpienie.
- Ściągaj te pieprzone majtki.- warknął.
- Anthony, proszę... ja nic nie zrobiłam.
- Zamknij się dziwko! Jesteś niczym rozumiesz? Jesteś zwykłą, pierdoloną kurwą. - szeptał mi te okropne rzeczy, prosto do ucha.- Nikt cię nie uratuje, rozumiesz? Mogło być inaczej, to wszystko twoja wina. - Zdarł ze mnie bieliznę i brutalnie we mnie wszedł. Krzyczałam, błagałam ale to nic nie dawało. Gdy już skończył nachylił się nade mną i splunął mi prosto w twarz mówiąc tylko:
- Dziwka
Następnie spojrzał na mój brzuch. Wstał, a ja miałam nadzieje, że to już koniec. Jednak on tylko wyciągnął coś z szafki nocnej. Wrócił i ponownie nachylił się nade mną.
- Patrz co mam.- pokazał mi scyzoryk. Pisnęłam.
- Anthony... Nie, błagam.
- Zamknij się w końcu!- zaśmiał się i ostrzem nacisnął miejsce gdzie mam wytatuowaną literkę "Z". Zaczął po niej jeździć tym cholernym nożem. - Mówiłaś, że twój dziadek miał na imię Zeno, ty mała, zakłamana suko. - chwilę się namyślił.- Zayn? tak ma na imię twój były? To uroczę, naprawdę. tylko...- zaśmiał się.- nie powiedziałaś mi o tym. Tak samo nic mi nie powiedziałaś, że byłaś pieprzoną ćpunką! - Zacisnął moje nadgarstki.- Sprawdziłem cię. I twojego kochasia. Zanim tu trafiłaś byłaś miesiąc na odwyku, prawda?- znowu nic nie powiedziałam.- Odpowiadaj!
- t-t-tak, b-byłam.
- Dawałaś dupy za amfę? Koks?
- N-nie.
- Wydaje mi się, że jednak dawałaś.- warknął.- Ja też chcę dostać twoją dziwkarską dupę.- wstał ze mnie i brutalnie przewrócił mnie na brzuch.- wypnij się.
- Nie! Proszę, nie!- Nic nie usłyszałam... Anthony włożył mi do ust moje zakrwawione majtki...
Leżałam naga, roztrzęsiona i patrzyłam się w sufit. Ledwo rozumiałam co się właśnie stało. Anthony zgwałcił mnie analnie bijąc przy tym chyba każdą część mojego ciała. Nie mogłam się ruszyć, każda próba wiązała się z okropnym bólem.
- Idź się ogarnij, nie mogę na ciebie patrzeć. - powiedział Anthony wychodząc z łazienki.- wyglądasz żałośnie. - Gdy wstałam z łóżka syknęłam z bólu, wchodząc do pomieszczenia spojrzałam w lustro. Byłam cała we krwi, jedno oko miałam sine, z wargi jeszcze leciała mi krew. Ledwo stałam na nogach.
- Pamiętaj, że za półtorej godziny masz wyglądać przyzwoicie, jasne? Ubrania masz uszykowane na łóżku.- usłyszałam głos mojego oprawcy. Nic nie odpowiedziałam tylko nalałam sobie wody do wanny. Wchodząc do niej poczułam jak moje rany reagują na ciepłą wodę. Nie zważając na ból próbowałam z siebie zmyć brud, który czułam na każdym kawałku ciała. Dlaczego on mi to robi? Kurwa dlaczego?! Nienawidziłam siebie, nienawidziłam jego i rzeczy, które ciągle mi robił. Chcę cofnąć czas, do dnia, w którym przyłapałam Zayna na zdradzie, gdyby nie ten cholerny dzień byłoby inaczej. Mój ojciec ciągle by żył, ja byłabym z Zaynem, nie poznałabym... jego, nie musiałabym przechodzić przez to piekło.
Właśnie zakładałam czarny żakiet, Anthony wybrał stój, który zakrywa moje ciało. Mam na sobie czerwoną sukienkę, grube, czarne rajstopy, szpiki oraz żakiet, o którym wcześniej wspominałam. Włosy mam rozpuszczone, makijaż jest złożony z; podkładu, pudru, eyelinera, tuszu do rzęs i czerwonej pomadki.
Czując zawroty głowy, usiadłam na skraju łóżka i głęboko oddychałam.
Nagle usłyszałam ciche pukanie. Zza drzwi pokazał się Liam.
- Victoria, Levison mówi, że masz zejść na dół. - powiedział.
- Mhym, chwileczkę. - mruknęłam, starając się nie pokazywać mu mojej twarzy.
- Coś się stało? Źle się czujesz?
- nie, wszystko okej. Już idę. - wstałam, zrobiłam krok i prawie się przewróciłam, gdyby nie Liam.
- Zostań, powiem mu, że źle się czujesz.
- Nie!- krzyknęłam. - za szybko wstałam i zakręciło mi się w głowie, to przez to.
- Na pewno?-przytaknęłam i kierowałam się w stronę jadalni, lekceważąc ten pierdolony ból.
- W razie potrzeby, będę w piwnicy.- Liam szepnął mi do ucha.- trzymaj się. - pocałował mój policzek i odszedł.
W jadalni czekał już Anthony wraz z jakimś mężczyzną.
- Kochanie w końcu jesteś.- uśmiechnął się odkładając szklankę z whisky. - Poznaj mojego nowego klienta. - wskazał na mężczyznę, który był około pięćdziesiątki.
- To się jeszcze okaże. - zaśmiał się.- Miło mi panią poznać, jestem Richard Malik. - pocałował moją dłoń. MALIK? czy ja się przesłyszałam?! Czy to w ogóle możliwe?!
Spojrzałam na Thony'ego, który chytrze się uśmiechał.. A jednak... Przede mną stoi ojciec Zayna, kolejny chory pojeb.
- V-victoria.- odciągnęłam od niego rękę i zajęłam miejsce przy stole.
- Masz bardzo ładną narzeczoną, Thony. - uśmiechnął się do mnie, zajmując miejsce naprzeciw.
- Wiem. uśmiechnął się i usiadł obok mnie.- a Ty Richard? Masz kogoś?
- Nie, jestem rozwodnikiem. - powiedział popijając jakiś alkohol.
- A dzieci?
- Mam syna, niestety. - wiedziałam, że Anthony specjalnie to robi. Wie, że oni są rodziną.
- Niestety?
- odszedł razem ze swoją matką. To straszny nieudacznik, nic nie osiągnął i na pewno tego nie zrobi.- Aż się we mnie gotowało! Jak można tak mówić o sowim jedynym dziecku, jak?! - zwykły narkoman, zalicza wszystkie napalone panienki..
- Rozumiem.- powiedział Anthony i spojrzał na mnie. - Kochanie, ciesz się, że ja taki nie jestem. - w ramach odpowiedzi wymusiłam uśmiech.
- Otóż to!- Malik mu przytaknął i spojrzał mi w oczy. Nie był podobny do Zayna, w ogóle, to zimny drań. - Victoria, jesteś bardzo młoda, studiujesz?
- Ja..
- Oczywiście, że nie! Za tydzień mamy ślub, później pora na dzieci. - zaśmiał się Anthony. SŁUCHAM? nie, ja nie chce... nie z nim!
- To dobrze, miejsce kobiety jest w domu, nie w jakiejś firmie.
- Dokładnie tak.- Mam ich dosyć. Cholerni szowiniści. Jeszcze coraz gorzej się czuje...
Akurat Eva przyniosła kolację. Makaron z krewetkami i warzywami. Mężczyźni zaczęli już jeść, rozmawiając przy tym o jakiś wspólnych projektach. Ja nie mogłam nic przełknąć, grzebałam widelcem w posiłku.
- Dlaczego nie jesz?- zapytał Malik.
- Victoria jest na diecie, jej sukienka ślubna jest zbyt ciasna, prawda?- Jak on dobrze kłamie....
- Tak. -mówiąc to nie oderwałam wzroku od talerza. Po skończonym posiłku przeszliśmy do salonu, gdzie oni ciągle rozmawiali o tej firmie i popijali najdroższą whiskey, a ja siedziałam przy lampce białego wina.
- Richard, przepraszam, ale muszę na chwilę pojechać do biura, nie będziesz miał nic przeciwko?
- Nie, spędzę czas z twoją uroczą narzeczoną, możesz spokojnie jechać.
- W takim razie będę za 30 minut, kierowca już na mnie czeka.- powiedział i praktycznie wybiegł z domu. Kierowca? Przecież on ma wolne... Cholera, pewnie wiezie go Liam.. Czyli jestem sama z Malikem. Eva też już wróciła do domu...
- Vicky, dlaczego nie pijesz?- wziął mój kieliszek i dolał mi wino.- na zdrowie!- Upiłam łyk napoju i odłożyłam kieliszek.Mężczyzna się do mnie przysunął i objął mnie ramieniem.- Na prawdę jesteś bardzo śliczna.
- Dziękuje, ale mógłby pan się przesunąć?
- Tak mi jest wygodnie.- uśmiechnął się. - Dlaczego zakrywasz te śliczne nogi rajstopami?- jego dłoń wylądowała na moim udzie i wędrowała coraz wyżej. Zrzuciłam ją i wstałam. Ten tylko się zaśmiał, wstał i popchnął mnie na fotel. Przykucnął przy mnie i wziął moją dłoń.
- Mała, do rzeczy. - powiedział.- jesteśmy tu sami, trzeba to wykorzystać.
- N-nie, nie chcę, mam narzeczonego.- Gdy to usłyszał wybuchł śmiechem.
- Twój narzeczony dał mi dziś wolną rękę.
- N-nie rozzzumiem. - wyjąkałam.
- Bo jesteś głupią kurwą.- warknął.- dziś zabawisz się ze mną, jasne?- Znów te łzy i strach... -A tak po za tym. - zrobił pauzę.- chcę zobaczyć jak zadowalałaś mojego synka.- przybliżył się do mnie i polizał mi szyję. - skoro nadal mu na tobie zależy, musisz być cholernie dobra w tych klockach.
- Anthony miał cię rozgrzać, mówiłem mu, że lubię niekonwencjonalne zabawy. - moje łzy lały się strumieniami. Liam, proszę wróć!
- Proszę, nie.. ja zapłacę.- wyszlochałam.
- Kochanie, jestem miliarderem, nie potrzebuje twoich pieniędzy tylko ciebie.- znów poczułam jego oddech tuż przy mojej szyi.- Po za tym lubię odbierać mojemu synowi to co kocha.
- Zayn nic panu nie zrobił? Dlaczego pan się na nim mści?
- Chciał mi zepsuć reputacje, gdyby nie moi prawnicy siedziałbym w pierdlu.
- On to robił dla dobra swojej mamy, pan ją katował!- krzyknęłam mu prosto w twarz.
- Zamknij się, szmato!- uderzył mnie w twarz.- ona była moja miałem prawo robić to co chciałem.
- Nikt nie ma takiego prawa. - szepnęłam.
- Doprawdy? Zaraz się o tym przekonasz. - wstał i spojrzał na mnie.- Uwierz mi, to co tobie zaraz zrobię przejdzie twoje najmniejsze oczekiwania. Anthony mi nie dorasta do pięt. - A teraz na kolana dziwko!
Nie chcę już żyć, niech to się wszystko skończy... proszę.
Zayn... pomocy!
________________________________
Cześć wam! Dziś miałam wenę i napisałam rozdział w niecałą godzinę :) Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu. Po raz pierwszy opisywałam tego typu sceny, nie zatracałam się w szczegóły, ale mam nadzieje, że nie jest źle.
Piszcie co sądzicie i do następnego! <3