sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 22- część II




 Po paru dniach w nowej pracy, jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona. Miła atmosfera i świetni ludzie. Najczęściej na zmianie jestem z Cornelią oraz Gregorem, studentami sztuk pięknych. 
Za chwilę kończę pracę na dziś, co mnie cieszy, bo zaczynał się największy ruch w kawiarni. Podeszłam do klienta i podałam mu jego zamówienie, czyli kawę z mlekiem sojowym oraz owsiankę z malinami. 
- Dziękuję bardzo.- spojrzał na mnie z nad gazety, którą akurat czytał.
- Proszę.- uśmiechnęłam się. Kurde.. skąd go kojarzę? Podeszłam do lady i ciągle przyglądałam się temu kolesiowi. 
- Vicky, koniec twojej zmiany, zbieraj się.- powiedział Gregor. 
- Rzeczywiście. - Udałam się na zaplecze, gdzie ściągnęłam fartuch i założyłam kurtkę. - To do jutra.- uśmiechnęłam się do moich współpracowników i wyszłam z kawiarni, ostatni raz spoglądając na tego faceta, który również zbierał się do wyjścia. 
Usiadłam na ławeczce obok i czekałam za Zaynem, który mnie uprzedził, że się spóźni bo stoi w korku. 
Minęło jakieś 10 minut, a ten cholerny facet cały czas tu był, zaczęłam się go bać, serio. Byłam pewna, że to ktoś o Anthony'ego. 

Boże, czy ja mam paranoje?

Po kolejnych pięciu minutach podjechał Zayn. Weszłam do auta i musnęłam jego policzek. 
- Przepraszam, że tak długo. - Odjechał z miejsca.
- Nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się.
- i jak w pracy?
- Nie było źle, spory ruch, ale dałam radę.- powiedziałam. - A tobie jak minął dzień?
- Nie narzekam, co prawda musiałem pozałatwiać parę spraw w urzędzie, gdzie dostawałem kurwicy, bo były okropne kolejki. 
- Jak zawsze.- zaśmiałam się. - Już wiesz kiedy wasza firma zacznie działać?
- Od przyszłego miesiąca. - odpowiedział.- kochanie, odwiozę cię do domu, a ja pojadę do prawnika skonsultować parę spaw dotyczących tej firmy.
- okej. Uszykuję coś na kolację.

*

Już w domu zastanawiałam się co zrobić do jedzenia. Postanowiłam zrobić kurczaka w sosie warzywnym z makaronem.  Otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu potrzebnych produktów, jednak okazało się, że połowy mi brakuje. 
- Kurcze..- mruknęłam pod nosem. Chwilę stałam i myślałam co innego mogę zrobić, ale nic nie wpadło mi do głowy. Postanowiłam iść do sklepu.
Ubrałam kurtkę i buty, wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. 
Na dworze było już ciemno, uroki zimy. Najbliższy sklep jest oddalony o jakieś dziesięć minut drogi stąd. Idąc obserwowałam zachowanie ludzi, czułam, że każdy na mnie patrzy, że każdy zna moją historię. 
W sklepie wzięłam potrzebne mi produkty oraz parę zbędnych. Zapłaciłam gotówką i wyszłam z marketu.
Na dworze panowała okropna ulewa, a ja nie miałam ani parasola ani kaptura, świetnie. 
Czy ten dzień może być jeszcze gorszy...
Stałam pod daszkiem z nadzieją, że za chwile ustanie, ale nie zapowiadało się na to. 
Patrzyłam n auta przejeżdżające obok mnie i żałowałam, że nie mam własnego auta. Nagle na parkingu ujrzałam dziwne znajome, czarne BMW.
Cholera, to już jakaś paranoja... Przecież tysiące ludzi ma takie auto.  
Poczułam oddech na szyi i zapach perfum, który doskonale znałam. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Dobry wieczór.- szepnął mi do ucha. - Miło cię znowu widzieć, zdążyłem się stęsknić. - Wielka, obrzydliwa dłoń znalazła się na moich pośladkach. Moje ciało było sparaliżowane. 
- A teraz będziesz grzeczną dziewczynką i wsiądziesz do auta, dobrze? Bez żadnych sztuczek. - Nie ruszyłam się z miejsca, czego pożałowałam, bo ten skurwiel mnie popchnął i upadłam na kolana. Przechodnie się spojrzeli.
- Wstań, niezdaro.- zaśmiał się, żeby ukryć to co przed chwilą zrobił. Podszedł do mnie i wysunął mi dłoń. 
- Wstań i nierób scen, szmato. - warknął.- Nie mam czasu na twoje fochy. 
- Idź sobie. - szepnęłam.- Zostawcie mnie w spokoju. - Mężczyzna się zaśmiał.
- Nie licz na to. Oczerniłaś mnie i Anthony'ego, zadrwiłaś sobie z nas, nie licz, że ci odpuścimy. - przykucnął przy mnie. - Thony się strasznie stęsknił, ale ja chyba bardziej. - Chwycił mnie za kolano. - Zadowoliłaś już mojego syna i jego kumpli? Mam nadzieje, że tak. Teraz wracamy. 
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć. - w końcu zdobyłam się na odwagę by mu się postawić. 
- oj będziesz krzyczeć, maleńka. - Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Ritchard wyjął go z mojej torebki. - Ktoś się o ciebie martwi? Aż dziwne, że mój synek związał się z tak nijaką dziewczyną, pewnie pieprzy inne na boku. 
- Skoro jestem taka nijaka to dlaczego nie chcecie zostawić mnie w spokoju?
- Bo strasznie podnieca mnie twój strach w oczach i wiem, że też to uwielbiasz. - Wykorzystałam moment, w którym mnie nie trzymał, kopnęłam go w krocze, upuścił mój telefon, który wzięłam z ziemi wraz z torebką i zaczęłam uciekać. Obróciłam się na chwilę by zobaczyć jak mężczyzna wywija się z bólu wyzywając mnie od najgorszych a jego 'służba' próbowała go podnieść. 
Byłam już strasznie zmęczona, ale nie przestawałam biec. Zatrzymałam się dopiero pod naszym mieszkaniem. Weszłam do środka, zakluczyłam drzwi i osunęłam się po nich i zaczęłam płakać jak dziecko. 
Pierdolony sukinsyn, dlaczego oni nie dadzą mi spokoju?! Dlaczego ja? Kurwa mać. 
Znowu wyszło na to, że jestem strasznie niesamodzielna, nie umiem się mu postawić. 
Jeszcze ten jego obrzydliwy dotyk, oddech, uśmiech. Nadal nie potrafię uwierzyć w to, że on i Zayn są spokrewnieni.
Po chwili ponownie usłyszałam dźwięk mojego telefonu, tym razem był to sms. 

"Koniec tej zabawy szmato. Masz dwa dni na podjęcie decyzji.. Albo wracasz i będziesz posłuszna, albo coś się stanie Twojemu ukochanemu. 
                                                                                            A. "

Halo, gdzie jest ukryta kamera? Oni mu nic nie zrobią... Zayn mi obiecał, że nic nam się nie stanie.

                                                       ***

Obudził mnie hałas, dźwięk otwieranych drzwi. Boże... byłam przerażona. 
- Victoria?- odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam głos Zayna. - Przepraszam, że tak długo. - wszedł do salonu, w którym zasnęłam i usiadł przy mnie.- nie miałam siły mu odpowiedzieć, leżałam odwrócona do niego. - Stało się coś? Jesteś zła? 
- Nie.- szepnęłam. 
- Victoria, przecież widzę, co jest? - Coś we mnie pękło, podniosłam się z sofy, podeszłam do ściany i uderzyłam w nią z całej siły. 
- TWÓJ OJCIEC SIĘ STAŁ.- Wrzasnęłam.- Anthony, twój ojciec... Mam dosyć.
- Co konkretnie się stało, kochanie? Byli tu?
- Wyszłam na chwilę do sklepu, zaczął padać deszcz i chciałam przeczekać. Spotkałam twojego pokurwionego ojca. Zaczął mnie obmacywać, wyzywać od szmat i chciał żebym z nim wyjechała.
- Prosiłem cię, żebyś nigdzie beze mnie nie wychodziła. - powiedział, widziałam, że był zły. 
- Czyli to wszystko moja wina? 
- Nie o to mi chodziło.
- Tak to zabrzmiało. - Krzyknęłam. - Nie możesz mnie całe życie pilnować. 
- Victoria chcę żebyś była szczęśliwa.
- Nigdy nie będę, całe życie będę żyła w strachu. - spojrzałam na niego.- A ty nigdy nie będziesz miał normalnego życia, ze mną...
- Co ty pieprzysz? Pare dni temu o tym rozmawialiśmy.
- A co jeżeli coś ci się stanie? To będzie moja wina.
- Nic mi się nie stanie, obiecuję. - podszedł do mnie i musnął moje wargi. - Przyrzeknij, że już nigdy nie wspomnisz o tym,że chcesz odejść.
- Dobrze- przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego tors.
- Chodź spać, jutro porozmawiamy. 

                                                                  *Zayn*

Victoria już spała a ja siedziałem na balkonie i myślałem o tym wszystkim. Nie wiem dokładnie co się dzisiaj wydarzyło, ale wiem, że oni muszą za to zapłacić. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Amelii. 

A: Halo?
Z: Cześć, obudziłem cię?
A: Nie, ciągle siedzę nad sprawą Vicky. Coś się stało?
Z: Masz już coś? Ta... dziś musiałem wyjechać, Vicky została sama i poszła do sklepu a mój ojciec ją dorwał, zaczął napastować.
A: Boże, biedna dziewczyna, coś jej się stało? 
Z: Fizycznie chyba nie, ale znowu ma napady histerii. 
A: Pilnuj jej. A co do sprawy, nic nowego... Cały czas próbuje nakłonić gospodynie Levisona do zeznań. I dotarłam do rodziny byłej narzeczonej, mają przyjechać w przyszły weekend. 
Z: A co oni mogą?
A: Jej mama mówiła, że ma jakiś list, ale nie chciała rozmawiać przez telefon. 
Z: Oby to coś dało, bo inaczej po prostu ich zabiję.
A: Opanuj się Zayn, wszystko się uda. 
Z: Dobra ja kończę, dzięki za pomoc.
A: Trzymaj się i pilnuj Victorii. 

udałem się do sypialni, gdzie śpi moje oczko w głowie. Usiadłem przy niej i zacząłem głaskać ją po głowie, ale pod wpływem mojego dotyku jej ciało zaczęło drżeć a oddech był płytki. 
- Cii. - wziąłem rękę z jej ciała i położyłem się obok. 
Kocham ją nad życie i nie potrafię sobie wybaczyć tego co ją spotyka. Zrobię wszystko, by w końcu była szczęśliwa. 

_____________________
Nawet nie wiem ile mnie tu nie było...
Mam nadzieje ze jakoś mi tu wybaczycie, ale czasem są ważniejsze sprawy. 

Jeżeli tu jesteś- Zostaw po sobie znak :) Będę wdzięczna 

[*] Johannah Tomlinson [*] 
spoczywaj w spokoju i opiekuj się swoimi aniołkami... 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 21- część II

Przeczytaj notkę pod rozdziałem!! 

Kilka następnych dni było spokojne. Spędzałam czas razem z Zaynem i z przyjaciółmi. Chociaż ciągle czułam się dziwnie, bo zachowywali się jakby byli moimi ochroniarzami. Gdy Zayn wychodził na siłownię, wraz z chłopakami, zawoził mnie do którejś z dziewczyn, a gdy on musiał jechać coś załatwić ktoś zawsze przy mnie był. Naprawdę, traktowali mnie jak małe dziecko. Jestem im strasznie wdzięczna za to co dla mnie robią, ale powoli zaczyna mnie to dołować. 
- Kochanie, długo będziesz w tej łazience?- zapytał Zayn. Rzeczywiście, trochę tu już jestem, ale najpierw brałam prysznic, a teraz stoję przed lustrem i patrzę na blizny, które prawdopodobnie będę miała już do końca życia. Nie jest ich dużo, ale są i będą mi przypominały o tym co mi robił.. Robili. 
- Nie, już wychodzę. - odpowiedziałam zakładając legginsy i koszulkę Zayna. 
- Ślicznie ci w niej. - łobuzersko się uśmiechnął, gdy wyszłam z łazienki.
- Dziękuję. - Zarumieniłam się na jego uwagę, a on zadowolony wszedł do łazienki. Choć może to nie do uwierzenia, ale między mną a Zaynem do niczego nie doszło po moim powrocie, oprócz pocałunków. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Boję się, tak cholernie się boję... Wiem, że mulat nie zrobi mi krzywdy, ale to jest silniejsze ode mnie. Czuję na sobie brud, którego nie mogę zmyć. Nie rozmawiałam o tym z nikim, bo się tego wstydzę. Nienawidzę, gdy ktoś o tym wspomina. Choć to ukrywałam, ale byłam bliska jakiegoś ataku, gdy była tu Amelia i reszta, zwłaszcza w momencie kiedy Pani adwokat zobaczyła to cholerne zdjęcie. Bardziej boli mnie to, że widział je Zayn. 
- kocham cię.- usłyszałam cichy głos przy moim uchu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chłopak usiadł obok mnie i mocno przytulił. 
- Ja ciebie też. - musnęłam go w policzek. 
- Co chcesz dziś robić?- zapytał po chwili. 
- Chodźmy gdzieś na spacer.
- Dobrze, za godzinkę.- zaśmiał się i położył jak do snu. - Obudź mnie za 45 minut.
- okey.- Zaśmiałam się.- Mogłabym, w tym czasie, skorzystać z twojego laptopa? 
- używaj go kiedy tylko masz ochotę, nie musisz się o to pytać. - Wzięłam urządzenie do sypialni, żeby mu nie przeszkadzać i usiadłam wygodnie na łóżku, kładąc laptopa na kolana. Chciałam poszukać jakiejś pracy, nie mogę ciągle żyć na utrzymaniu Zayna. Gdy znalazłam kilka całkiem fajnych ofert, wysłałam tam wcześniej przygotowane CV. Mam nadzieje, że ktoś się odezwie. Wyłączyłam urządzenie. Przebrałam się w czarne jeansy i białą koszulkę. Związałam włosy w kucyka. Następnie na nogi wsunęłam białe air maxy i udałam się do pokoju w którym Zayn słodko drzemał. Usiadłam obok niego i delikatnie zaczęłam głaskać go po głowie. 
- Już wstaję. - mruknął zaspany. 
- Dobrze.- uśmiechnęłam się i palcami przejechałam po jego zaroście. Malik tak jak powiedział, wstał i przetarł oczy. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, że Zayn też ma na sobie biały t-shirt i czarne spodnie. 
- Zawsze podziwiałem twój styl. - zaśmiał się. Ubrał te same buty co ja.- To co kochanie, ubieramy jeansową czy skórzaną kurtkę? 
- Skórzaną. - Chłopak podał mi ubranie. - Wyglądamy cudownie. 
- Jak zawsze. chwycił mnie za dłoń i wyszliśmy z mieszkania. Nie mieliśmy konkretnego celu. Chcieliśmy spędzić ze sobą miło czas. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Gdy wspólnie karmiliśmy kaczki zadzwonił mój telefon. Numer był nieznany.

*
V: Tak, słucham?
N: Witam, z tej strony Noah Gorgin z kawiarni SweetTime, wysłała nam pani swoje CV, zgadza się?
V: Tak, szczerze nie liczyłam na tak szybką odpowiedź.
N: Akurat przeglądałem maila. W każdym razie chciałbym zaprosić panią na dzień próbny.
V: Świetnie! A kiedy?
N: Może jutro? Zaczynamy o 9. 
V: Jasne, będę na pewno. 
N: W takim razie do zobaczenia.
V: Do widzenia. 

Byłam naprawdę zaszokowana. Nie spodziewałam się takiej szybkiej odpowiedzi. 
- Kto to był?- Zayn podszedł do mnie i objął moją talię. 
- No tak... Wysłałam swoje CV i teraz dostałam propozycję dnia próbnego w kawiarni. 
- Słucham? Po co? 
- Nie chcę być ciągle na twoim utrzymaniu, Zayn, wiem, że to uciążliwe.
- Wcale nie. - burknął.
- Nie kłam. A po za tym muszę się czymś zająć. Nie chcę siedzieć bezczynnie. 
- Dobrze nie będę ci niego zakazywał, ale stawiam jeden warunek.
- Zamieniam się w słuch.- Byłam zadowolona, że Zayn się nie wkurzył. 
- Będę cię zawoził i odbierał, jasne? 
- Mi pasuje. - zaśmiałam się i musnęłam jego policzek.- dziękuję.- szepnęłam. 

                                                                  * 

Następnego dnia, już o 17 siedziałam w kawiarni i czekałam za szefem. Pierwszy dzień w pracy nie był taki zły. Przyjmowałam zamówienia od klientów. 
- Witam. - podszedł do mnie mężczyzna około 40 lat.- I jak wrażenia po pierwszym dniu?
- Całkiem dobrze. - uśmiechnęłam się. 
- Czyli chciałabyś u nas zostać na dłużej?
- Jak  najbardziej.- naprawdę jest tutaj bardzo miło. 
- Hmmm... Dobrze. - chciałam podskoczyć ze szczęścia.- Zatrudnię cię na okres próbny, który będzie trwał 3 miesiące. Będziesz robiła to co dzisiaj czyli obsługa klientów. Moja żona będzie miała na ciebie oko.- zaśmiał się. - W razie jakiś pytań kieruj się do niej, zawsze jest w biurze.
- Dobrze.
- W takim razie do zobaczenia jutro o tej samej porze. - uśmiechnął się i podał mi dłoń, którą uścisnęłam. - Do zobaczenia, Vicky.
- Do widzenia panie Gorin.
- Jeszcze jedno. W tej firmie jesteśmy jak rodzina, mów mi po imieniu. - powiedział i odszedł. Chwilę po nim wyszłam z lokalu i rozejrzałam się po parkingu. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam czarne bmw mojego chłopaka. Podeszłam do niego i wsiadłam do środka. Zayn się uśmiechnął na mój widok i musnął mnie w policzek.
- Jak było?
- Fajnie, praca nie jest trudna, a współpracownicy wydają się mili.
- A dostałaś te pracę?
- Tak, zaczynam od jutra. - Chłopak nic nie odpowiedział tylko odjechał. 
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.- chłopak chwycił moją dłoń i musnął jej wierzch. 

Jestem szczęśliwa, bo mam przy sobie Ciebie, nic więcej nie jest mi potrzebne. 

______________________________
Cześć Wam!
wróciłam z wakacji i od razu zalogowałam się na blogspota. Rozdział nie jest najlepszy, ale nie chcę żebyście myślały, że o Was zapomniałam. Następnym razem postaram się dodać coś lepszego ;)
Chcę podziękować za każdy komentarz, w którym zawarte bardzo miłe słowa. Mam nadzieje, że zostaniecie ze mną do końca (który nie nadejdzie zbyt szybko :) ) i dalej będziecie mnie wspierać w tym co robię, bo tu spełniam swoje pasje.
A teraz mała prośba, jeżeli podoba się Wam to co piszę, to reklamujcie tego bloga, polecajcie swoim znajomym, będę za to ogromnie wdzięczna!!!

I jeszcze jedna wiadomość ode mnie; Podczas mojego urlopu przeczytałam całego bloga i zauważyłam w nim błędy i jakieś niedociągnięcia. Przyznam się, że jestem na to zła, ale ciągle się uczę, a chcę być najlepsza w tym co robię. Wracając... Zaczęłam poprawiać te wszystkie błędy, ale nie tutaj tylko w microsoft word, na razie nie będę tego udostępniać, ponieważ wprowadzam tam pewne zmiany :) Gdy już skończę dam znać i zobaczycie pełną wersję tego opowiadania ( będzie naprawdę długie, bo na razie poprawiłam 2 rozdziały z bloga a zajęło mi to ok. 30 stron :D ).

Jeżeli macie do mnie jakieś pytania zadawajcie je pod tym postem, będę na nie odpowiadać :) I oczywiście piszcie mi co sądzicie o rozdziale.

Dziękuję za to że ze mną jesteście! Pamiętajcie, to wasze słowa nakręcają mnie do pisania!! <3 

piątek, 22 lipca 2016

rozdział 20- Część II

                                                       *Victoria*

W pewnej chwili myślałam, że stracę grunt pod nogami. Słysząc słowa tego pieprzonego policjanta, widząc Zayna, który zaraz mu przywali i tłum ludzi obserwujący to zdarzenie. 
Popłakałam się na samą myśl, że mam tam wrócić... Zayn będzie w więzieniu, chociaż  na to nie zasłużył.. Nie wiedziałam co mam robić. 
- Panno Harris, proszę wejść do samochodu odwiozę panią w bezpieczne miejsce. - policjant zwrócił się do mnie. Mocniej ścisnęłam dłoń Zayna dając mu znak, żeby mnie nie puszczał. 
- Nie, zostaję tutaj. - powiedziałam zachrypniętym głosem. Widać było, że go wkurzyłam.
- Kobieto nie rozumiesz, że twój narzeczony się o ciebie martwi?! - podniósł głos.- Właź do tego auta! - Podszedł do mnie i szarpnął za ramię, Zayn od razu go odepchnął.
- Powiedziała, że nie chce iść! - Wrzasnął na niego.- Wracaj do tego pierdolonego Manchesteru i włóż za kratki Levisona! - W pewnej chwili zauważyłam grupkę ludzi biegnącą w naszą stronę. Rozpoznałam, że to nasi przyjaciele.. co oni tu robią?
- Vicky, wszystko okej?- zapytała zadyszana Bella i po chwili mocno mnie przytuliła. 
- Proszę nie robić zbiegowiska! - powiedział policjant. - Harris wsiadaj do auta!
- Nie powinien pan tak się do niej odzywać. - odezwała się jakaś dziewczyna, którą dopiero co zauważyłam, stała obok Harrego. - Amelia Crush, atwokat pani Victorii Harris. Chcę wiedzieć co tu się dzieje. - Powiedziała podchodząc do niego i podając mu jakąś karteczkę, zapewne wizytówkę. 
- Nie będę się kilkukrotnie powtarzał! Pani Harris zniknęła z domu rodzinnego państwa Levisonów, podejrzewamy uprowadzenie przez Malika.
- Uprowadzona?- dziewczyna prychnęła.- Pan wybaczy, ale czy Victoria wygląda na osobę, która jest trzymana wbrew jej woli? Po za tym jest dorosła, może przebywać gdzie chce, nie musi się nikomu tłumaczyć. - łał, ta dziewczyna jest świetna! W jej głosie jest straszna pewność siebie. 
- Pan Levison pragnie tylko, by jego narzeczona była bezpieczna. 
- Proszę przekazać panu Levisonowi, że tutaj jest bezpieczna. Bez niego. 
- Dostałem polecenie! Odnaleźć i odwieść Panią Harris!- znów mnie szarpnął. Tym razem wszyscy chcieli mu przywalić. 
- Chłopcy, ogarnijcie się!- krzyknęła Amelia. - słuchaj, jeżeli chociaż dotkniesz moją klientkę uwierz mi, źle to się dla ciebie skończy! Oskarze cię o napaść, molestowanie oraz uprowadzenie. - Policjant nie wiedział co ma robić, więc po prostu wsiadł do auta i odpalił silnik. - a twojemu zleceniodawcy przekaż, że ma się pocałować w dupę. - mężczyzna odjechał z piskiem opon a za nim drugi radiowóz. - Victoria, już dobrze. - Amanda podeszła do mnie i uśmiechnęła się. 
- Dziękuję.- uścisnęłam ją. - jesteś wielka! 
- Daj spokój, on już cię nie skrzywdzi. - Oby miała rację...
- Wejdźmy do mieszkania. - powiedział Zayn. Wszyscy za nim poszliśmy. 
Usiadłam na sofę przytulając się do mulata.
- Nie będę was owijała w bawełnę.- odezwała się Amelia. - Będzie nam bardzo ciężko cokolwiek mu udowodnić. Skoro ma kontakty w policji to pewnie w prokuraturze również. Nawet jeżeli dojdzie do procesu... ehh on będzie miał sztab prawników, o wiele lepszych niż ja. 
- Nie ma nikogo lepszego od ciebie!- krzyknął Harry. 
- Przymknij się, Styles.
- Tak jest pani adwokat. 
- W każdym razie, potrzebujemy jakiś dowodów, światków.. Victoria masz coś?- Chwilę się zamyśliłam. 
- Jedynym światkiem jest Liam.
- Mu mogą nie uwierzyć. Ktoś jeszcze?
- Myślę, że gosposia mogła coś zauważyć, ale pewnie nie będzie zeznawać. - wzdychnęłam. - To starsza kobieta.. Boi się go. 
- Ja coś mam!- Powiedział Zayn. Zdziwiona spojrzałam na niego.- nie chciałem ci tego pokazywać. - szepnął. Wstał i udał się do sypialni, a po chwili wrócił. - Dostałem to dziś rano. Znaczy... List pewnie był skierowany do Victorii. Przyniosła mi go pewna dziewczyna, mówiąc, że jakiś facet pod blokiem kazał go nam przekazać. - Amelia otworzyła kopertę. Ciekawiło mnie co tam było. 
- List jest wydrukowany... Ale zdjęcie może coś nam da. - zdjęcie? Jakie zdjęcie do cholery! Podeszłam do niej i wyrwałam fotografie z jej dłoni. Widząc je wszystko do mnie wróciło! Jego słowa, że jestem nic niewartą szmatą, moje prośby o litość, ciosy, które mi zadawał... 
- Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś?- zapytałam Zayna.
- Nie chciałem, żebyś do tego wróciła.- powiedział podchodząc do mnie. - Bałem się, że znów zamkniesz się w sobie i będziesz myślała tylko o tym.
- Do końca życia będę o tym myślała, to nie odejdzie w zapomniane. 
- Wiem. - przytulił mnie i pocałował w czoło. 
- Coś jeszcze przede mną ukrywasz? - chłopak się zamyślił. 
- Dziś, gdy byłyście w kawiarni dostałem sms'a. Ktoś cię obserwował i dlatego tam się pojawiłem. Musiałem wiedzieć czy wszystko gra. 
- Sms był pewnie wysłany z karty. - wtrąciła się Amelia.- Dobra, pojadę do kancelarii skonsultować się z moim szefem. Cześć!- uśmiechnęła się, wstała z fotela i po chwili wyszła. 
- Nie myśleliście o wyprowadzce? chociaż na parę tygodni. - Zapytał Harry. Zayn spojrzał się na mnie. 
- Nie, nie mam zamiaru niszczyć życia Zaynowi.- Powiedziałam.
- Victoria, nie niszczysz...
- A właśnie, że tak! Wszystkim coś rujnuję! Liam może iść niesłusznie do więzienia, ty także. - przerwałam na chwilę, by powstrzymać napływające łzy. - Zayn... powinnam od ciebie odejść. - wszyscy na mnie spojrzeli.- Tak będzie lepiej. Dla wszystkich. 
- O czym ty do cholery mówisz?! - wrzasnął. Trochę się go przestraszyłam. 
- Zostawimy was samych.- powiedział Niall.- Vicky, nie popełniaj głupstw. - mrugnął do mnie. Po chwili zostałam tylko z Zaynem. 
- Mówię jak jest, nie użalam się nad sobą.- westchnęłam siadając na fotel.- Widzę ile to was kosztuje. Ty.. przestałeś już myśleć o sobie, ciągle chcesz dla mnie jak najlepiej i ja to doceniam, ale nie mogę patrzeć na to jak wszystko rujnuję. 
- Nic nie rujnujesz! Robię to wszystko, bo cię kocham! - Przykucnął naprzeciwko mnie. - Myślisz, że to będzie dobre rozwiązanie? Że gdy odejdziesz przestanę o tobie myśleć? Nie będę się martwił? 
- To co ja mam robić?- uroniłam łzę, którą chłopak od razu wytarł.- Nie mogę tak bezczynnie siedzieć. To wszystko moja wina! 
 - Zostań ze mną, kochaj mnie tak mocno jak ja ciebie, wszystko się ułoży. - przysunął się do mnie.- I przestań się obwiniać.- pocałował mnie najczulej jak się tylko da! 
Nie wiem co mam zrobić... Ucieczka to nie rozwiązanie, ale przynajmniej odcięłabym od tego moich bliskich. 

                                                              *Anthony

- Panie Levison, podkomisarz Eliot do pana, wpuścić go? - do gabinetu weszła sekretarka, zwykła napalona na mnie, ruda dziwka. 
- tak. - powiedziałem nie odrywając oczu od ekranu laptopa, gdzie było zdjęcie Victorii. Uciekła ode mnie, tak po prostu, a przecież tyle jej dałem, pieniądze, dach nad głową. Przy mnie nic nie musiała robić, tylko dobrze wyglądać. Ale oczywiście tej suce to nie wystarczało! Wróciła do tego swojego ćpuna.
- Dzień dobry.- Nawet nie zauważyłem kiedy wszedł ten idiota Eliot. 
- Co masz dla mnie? - zapytałem wskazując mu, że ma usiąść.
- Nie mam dobrych wieści. - zaczął, choć już te słowa mnie wkurzyły.- Pani Harris nie chciała wracać, cały czas trzymała się Malika. - Pieprzony frajer.- Na dodatek ma adwokata.
- Co dalej? 
-nie udało mi się jej tu sprowadzić, ta cała pani adwokat zaczęła się odgrażać. 
- I nic z tym nie zrobiłeś, dobrze rozumiem?
- A co miałem zrobić? starałem się ją przekonać. - Stała gadka...
- Wyjdź. - Warknąłem na niego, a ten speszony uciekł. Walnąłem pięścią w biurko.
- Przepraszam, że znowu przeszkadzam.- Ponownie weszła ruda szmata.- Ma pan kolejnego gościa. Ma wejść?
- Złotko, Anthony zawsze znajdzie dla mnie czas.- Do pokoju wszedł Ritchard Malik.- Idź już, później cię odwiedzę.- powiedział i dał jej klapsa, na co ta się uśmiechnęła. Mężczyzna usiadł w fotelu i nalał sobie whiskey, która leżała na stoliku obok. 
- Co z nią? - zapytał.
- Nic nowego, ciągle jest przy niej twój syn. - powiedziałem rozsiadając się wygodniej w fotelu.- Dziś rano była składać zeznania. Na nas. - Malik się zaśmiał. 
- Wiesz dobrze, że nic nam nie zrobią. 
- Wiem, obawiam się jednak, że ktoś zacznie węszyć. Policja w Manchesterze mamy w garści, gorzej jak inni będą próbować coś znaleźć. 
- Spokojnie. Ten cały Eliot był dzisiaj po nią?
- Tak, nic nie zadziałał.- żczyzna dziwnie się uśmiechnął. 
- To nawet dobrze. 
- Dlaczego?
- Znam swojego syna, lepiej niż mu się wydaje, niedługo zacznie działać na własną rękę. Zbyt mu zależy na tej dziwce, żeby odpuścić. - wziął kolejny łyk trunku. - a wtedy my się dorwiemy do tej małej szmaty. - Zaśmiałem się i ukradkiem ponownie spojrzałem na monitor. Tak bardzo ją kocham, tęsknię za nią, ale nie odpuszczę jej, zapłaci za to, że mnie zlekceważyła! On też.