*Zayn*
Stałem pod domem,w którym znajduje się Victoria, nie wiedziałem, myślałem jak tam wejść. Posesja była ogromna, z oddali słyszałem psa, który raczej nie był mały. Pewnie jest też jakiś ochroniarz... Mogą mnie pobić, pogryźć, nawet zabić, ale chcę aby Vicky była bezpieczna.
Wyszedłem z auta rozejrzałem się dookoła. Przeskoczyłem przez płot i podbiegłem do domu, wcześniej upewniłem się, że mój pistolet jest na właściwym miejscu. Nie miałem żadnego pomysłu, więc na samym początku sprawdziłem czy drzwi są otwarte.. Oczywiście, że nie były! Postanowiłem zobaczyć, czy może jakieś okno jest uchylone. Chodziłem wokół domu i zauważyłem, jedno, otwarte okno. Na drugim piętrze. Wspiąłem się po rynnie i przeskoczyłem do środka. Znajdowałem się na korytarzu, było tam pełno drzwi, wszystkie zamknięte. Nagle ktoś wyszedł z pomieszczenia obok. Była to kobieta, po czterdziestce, ciemne blond włosy, niska, ubrana w koszule nocną. Gdy mnie zobaczyła chciała krzyknąć, ale zdążyłem zakryć jej usta i wepchnąć z powrotem do łazienki. Wyciągnąłem pistolet i przyłożyłem jej go do czoła.
- Jak krzykniesz to przestrzelę ci głowę, rozumiesz? - przytaknęła.- A teraz grzecznie powiedz mi gdzie jest Victoria!- Odkryłem jej usta.
- Kim jesteś? Czego od nas chcesz?
- Jak się nie uspokoisz będę twoim największym koszmarem, tak jak twój synek dla Victorii. - o czym ty mówisz?
- Twój syn gwałcił, bił i poniżał Victorię, wychowałaś psychopatę.
- Widocznie jej się to należało.- powiedziała, a potem chyba pożałowała tych słów. Uderzyłem ją w policzek.
- Gdzie ona jest?!
- Nie ma jej tu! - wyszlochała.
- Kłamiesz! - odblokowałem pistolet.- mówisz czy żegnasz się ze światem?- kobieta zamyśliła się.
- Na tym piętrze, trzecie drzwi na lewo, proszę nie rób mi krzywdy. - spojrzałem na nią i chwilę się zastanowiłem. - weź to. - podałem jej woreczek z tabletką, po której od razu się zasypia i mało co pamięta. Kobieta niepewnie to połknęła i chwilę później zasnęła. Zakluczyłem ją od zewnątrz i udałem się do pokoju, który mi wskazała. Wszedłem do środka. W pomieszczeniu panowała ciemność, gdy znalazłem włącznik światła, zauważyłem drobną osobę skuloną w kącie. Podszedłem do niej i delikatnie chwyciłem za kolano.
- Proszę, nie... - Wyszlochała.
- Kochanie, już wszystko dobrze. - powiedziałem szeptem.- nikt cię już nie skrzywdzi. - Dziewczyna podniosła wzrok i zamrugała kilka razy, chyba nie mogła uwierzyć, że to koniec jej koszmaru.
- Zayn...- rozpłakała się i rzuciła mi na szyję. - Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
- Ciiii, już dobrze.- pogłaskałem ją.- Victoria, musimy wiać, za chwilę będą tu ochroniarze. - Pomogłem jej wstać. Widziałem, że była wykończona więc bez wahania wziąłem ją na ręce. Jezu, ona chyba schudła jakieś 10 kilo. Będąc już na podwórku usłyszałem, że ktoś za mną krzyczy. Zobaczyłem tam ochroniarza z dwoma dobermanami, które akurat spuszczał ze smyczy.
- O kurwa.- szepnąłem pod nosem. Zacząłem biec, jakimś cudem uliczka była uchylona więc szybko podbiegłem do auta, wkładając Victorię na tylne siedzenie. Zapiąłem jej pas i wsiadłem na swoje miejsce. Odjechałem z piskiem opon, ponieważ usłyszałem nadjeżdżający radiowóz. Uciekałem jakimiś polnymi drogami. Zaparkowałem na środku jakiegoś pola i wyszedłem z auta. Spojrzałem na śpiącą Vicky i odpaliłem papierosa. Wciągnąłem telefon i wybrałem numer do Louisa.
*Rozmowa telefoniczna*
Louis: Halo?
Zayn: Lou, jak wam idzie? Wyciągnęliście już Liama?
Louis: Już prawie tak, ta koleżanka Belli to prawdziwa bestia, nie chciałbym zaleźć jej za skórę. A ty jak tam? Rozumiem, że Victoria jest już bezpieczna.
Zayn: Tak, jest ze mną, ale mam psy na głowie... Stoję na środku jakiegoś pola i kończy mi się paliwo.
Louis: Jak zawsze się w coś wpakowałeś... Zaraz namierzę twój telefon i po was przyjadę.
Zayn: Dzięki stary, czekam.
Usłyszałem cichy pisk Victorii, otworzyłem drzwi i spojrzałem na nią. Spała, ale miała pewnie jakieś koszmary. Co ja bredzę... Jej życie przez ostatni miesiąc, to był koszmar.
- Victoria, obudź się.- szeptałem jej do ucha, a ta jak poparzona otworzyła oczy. Jej twarz była cała posiniaczona i opuchnięta, boje się co jest z resztą ciała.
- Myślałam, że to tylko sen..- mruknęła patrząc na mnie.
- Za godzinkę, góra dwie wracamy do Londynu, będzie dobrze. - chciałem ją pocałować, ale ta się odsunęła. - przepraszam. - ona się mnie boi? Przecież ja jej nic nie zrobię... Dziewczyna spuściła wzrok.
- To ja przepraszam... - wyszeptała.- Dziękuje ci. - uśmiechnęła się delikatnie.
***
- Dzięki za podwózkę.- powiedziałem do Louisa.
- Nie ma sprawy, Niall podrzuci ci auto. - uśmiechnął się i spojrzał na Victorię, która siedziała na sofie i patrzyła się na ścianę.- Pilnuj jej, chyba nie jest z nią za dobrze...
- Wiem..- ręką przeczesałem włosy. - Nic nie mówi...
- Zayn, nie dziw jej się, przeżyła piekło. - zamilknął na chwilę.- Może Bella powinna z nią pogadać? Albo twoja mama, ona tak samo była trak...
- Moja mama o niczym się nie dowie.
- Jak chcesz, jutro poproszę Belle, żeby tu wpadła.
- Ok, dzięki jeszcze raz.
- Spoko, na razie!- powiedział i wyszedł. Spojrzałem na Vicky, która nadal siedzi w tej samej pozycji, podszedłem do niej.
- Chcesz coś do jedzenia albo picia? - Dziewczyna ruchem głowy odmówiła. Usiadłem obok niej i znowu była cisza.
- Czy on... pójdzie do więzienia?- zapytała po chwili.
- Uwierz mi, że zrobię wszystko aby tak się stało.
- Nie chcę, żebyś miał kłopoty... Przeze mnie...
- Dla ciebie mogę nawet zabić. - Chwyciłem ją za dłoń i spojrzałem głęboko w oczy.- I proszę, nie obwiniaj się za to wszystko.
*Victoria*
W nocy w ogóle nie spałam, nie umiałam zasnąć... Chyba dopiero teraz zaczęło do mnie wszystko docierać, ten cały koszmar. Jestem dozgonnie wdzięczna Zaynowi, że mnie uratował, naprawdę. Przez to wszystko nie umiem się zbliżyć do Malika, choć bardzo tego chcę. Boję się... Nie go, ale ogólnie mężczyzn... A zwłaszcza Anthony'ego i... Ojca Zayna.
Jednak to co tam się działo, nie było aż tak złe porównując do informacji, którą dostałam u lekarza na obdukcji... Jestem, to znaczy byłam w drugim miesiącu ciąży... Przez te wszystkie krzywdy, które mi urządzili, poraniłam... Najgorsze jest to, że prawdopodobnie to było dziecko Zayna, wszystko sobie obliczyłam i na to wychodzi, że to stało się, gdy byłam w Londynie. On to zrobił! Jest zwykłym mordercą, katem! Nienawidzę go.
- Vicky, śpisz?- z moich rozmyśleń wytrącił mnie głos Zayna.
- nie- szepnęłam.
- Zrobiłem nam śniadanie, przynieść ci?
- Nie jestem głodna.
- Victoria, musisz jeść! - lekko się uniósł.- Znowu mocno schudłaś.
- Wydaje ci się. - powiedziałam nie patrząc na niego.
- Nic mi się nie wydaje, wiem, że nic nie jadłaś, Liam mi powiedział.- Gdy usłyszałam to imię podniosłam się jak poparzona.
- Liam? Widziałeś go? Co z nim?
- Wszystko okej, wyszedł z więzienia, znajoma Belli nam pomogła. - usiadł obok mnie.
- to dobrze. - nagle zapadła chwila ciszy.
- Victoria, ale... on może tam wrócić, musisz złożyć zeznania.
- Ja... nie...
- Victoria, proszę, wiem, że będzie ci ciężko, ale musisz to zrobić.
- Nic nie rozumiesz!- niekontrolowanie wrzasnęłam. - to co tam się działo... chcę o tym zapomnieć! Wiesz co by mi w tym pomogło?!- nie panowałam nad tym co mówię.
- Nie załatwię ci narkotyków, nawet o tym nie myśl.
- Sama sobie załatwię. - zaczęłam płakać. - Chce zapomnieć..- znowu szepnęłam, on nic nie powiedział,tylko się przytulił.
- Kocham cię i nie pozwolę ci na to, rozumiesz?- nic nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam głowę w jego tors.
Tu czuję się bezpieczna...
_________________
DLACZEGO MNIE TAK DŁUGO NIE BYŁO?
NA TO PYTANIE JEST KILKA ODPOWIEDZI...
1. Dużo nauki
2. TOTALNY brak czasu dla siebie
3. I NAJWAŻNIEJSZY- brak weny! :C :C :C :C
Przepraszam Was!!!!
W ramach przeprosin macie rozdział, w którym Victoria odzyskuje bezpieczeństwo.
Chyba...
Liczę, że mnie nie zostawiłyście (sądząc po komentarzach z pytaniem 'kiedy next' chyba źle nie jest, co mnie bardzo cieszy :) )
Przepraszam jeszcze raz i do zobaczenia!!
Wyszedłem z auta rozejrzałem się dookoła. Przeskoczyłem przez płot i podbiegłem do domu, wcześniej upewniłem się, że mój pistolet jest na właściwym miejscu. Nie miałem żadnego pomysłu, więc na samym początku sprawdziłem czy drzwi są otwarte.. Oczywiście, że nie były! Postanowiłem zobaczyć, czy może jakieś okno jest uchylone. Chodziłem wokół domu i zauważyłem, jedno, otwarte okno. Na drugim piętrze. Wspiąłem się po rynnie i przeskoczyłem do środka. Znajdowałem się na korytarzu, było tam pełno drzwi, wszystkie zamknięte. Nagle ktoś wyszedł z pomieszczenia obok. Była to kobieta, po czterdziestce, ciemne blond włosy, niska, ubrana w koszule nocną. Gdy mnie zobaczyła chciała krzyknąć, ale zdążyłem zakryć jej usta i wepchnąć z powrotem do łazienki. Wyciągnąłem pistolet i przyłożyłem jej go do czoła.
- Jak krzykniesz to przestrzelę ci głowę, rozumiesz? - przytaknęła.- A teraz grzecznie powiedz mi gdzie jest Victoria!- Odkryłem jej usta.
- Kim jesteś? Czego od nas chcesz?
- Jak się nie uspokoisz będę twoim największym koszmarem, tak jak twój synek dla Victorii. - o czym ty mówisz?
- Twój syn gwałcił, bił i poniżał Victorię, wychowałaś psychopatę.
- Widocznie jej się to należało.- powiedziała, a potem chyba pożałowała tych słów. Uderzyłem ją w policzek.
- Gdzie ona jest?!
- Nie ma jej tu! - wyszlochała.
- Kłamiesz! - odblokowałem pistolet.- mówisz czy żegnasz się ze światem?- kobieta zamyśliła się.
- Na tym piętrze, trzecie drzwi na lewo, proszę nie rób mi krzywdy. - spojrzałem na nią i chwilę się zastanowiłem. - weź to. - podałem jej woreczek z tabletką, po której od razu się zasypia i mało co pamięta. Kobieta niepewnie to połknęła i chwilę później zasnęła. Zakluczyłem ją od zewnątrz i udałem się do pokoju, który mi wskazała. Wszedłem do środka. W pomieszczeniu panowała ciemność, gdy znalazłem włącznik światła, zauważyłem drobną osobę skuloną w kącie. Podszedłem do niej i delikatnie chwyciłem za kolano.
- Proszę, nie... - Wyszlochała.
- Kochanie, już wszystko dobrze. - powiedziałem szeptem.- nikt cię już nie skrzywdzi. - Dziewczyna podniosła wzrok i zamrugała kilka razy, chyba nie mogła uwierzyć, że to koniec jej koszmaru.
- Zayn...- rozpłakała się i rzuciła mi na szyję. - Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
- Ciiii, już dobrze.- pogłaskałem ją.- Victoria, musimy wiać, za chwilę będą tu ochroniarze. - Pomogłem jej wstać. Widziałem, że była wykończona więc bez wahania wziąłem ją na ręce. Jezu, ona chyba schudła jakieś 10 kilo. Będąc już na podwórku usłyszałem, że ktoś za mną krzyczy. Zobaczyłem tam ochroniarza z dwoma dobermanami, które akurat spuszczał ze smyczy.
- O kurwa.- szepnąłem pod nosem. Zacząłem biec, jakimś cudem uliczka była uchylona więc szybko podbiegłem do auta, wkładając Victorię na tylne siedzenie. Zapiąłem jej pas i wsiadłem na swoje miejsce. Odjechałem z piskiem opon, ponieważ usłyszałem nadjeżdżający radiowóz. Uciekałem jakimiś polnymi drogami. Zaparkowałem na środku jakiegoś pola i wyszedłem z auta. Spojrzałem na śpiącą Vicky i odpaliłem papierosa. Wciągnąłem telefon i wybrałem numer do Louisa.
*Rozmowa telefoniczna*
Louis: Halo?
Zayn: Lou, jak wam idzie? Wyciągnęliście już Liama?
Louis: Już prawie tak, ta koleżanka Belli to prawdziwa bestia, nie chciałbym zaleźć jej za skórę. A ty jak tam? Rozumiem, że Victoria jest już bezpieczna.
Zayn: Tak, jest ze mną, ale mam psy na głowie... Stoję na środku jakiegoś pola i kończy mi się paliwo.
Louis: Jak zawsze się w coś wpakowałeś... Zaraz namierzę twój telefon i po was przyjadę.
Zayn: Dzięki stary, czekam.
Usłyszałem cichy pisk Victorii, otworzyłem drzwi i spojrzałem na nią. Spała, ale miała pewnie jakieś koszmary. Co ja bredzę... Jej życie przez ostatni miesiąc, to był koszmar.
- Victoria, obudź się.- szeptałem jej do ucha, a ta jak poparzona otworzyła oczy. Jej twarz była cała posiniaczona i opuchnięta, boje się co jest z resztą ciała.
- Myślałam, że to tylko sen..- mruknęła patrząc na mnie.
- Za godzinkę, góra dwie wracamy do Londynu, będzie dobrze. - chciałem ją pocałować, ale ta się odsunęła. - przepraszam. - ona się mnie boi? Przecież ja jej nic nie zrobię... Dziewczyna spuściła wzrok.
- To ja przepraszam... - wyszeptała.- Dziękuje ci. - uśmiechnęła się delikatnie.
***
- Dzięki za podwózkę.- powiedziałem do Louisa.
- Nie ma sprawy, Niall podrzuci ci auto. - uśmiechnął się i spojrzał na Victorię, która siedziała na sofie i patrzyła się na ścianę.- Pilnuj jej, chyba nie jest z nią za dobrze...
- Wiem..- ręką przeczesałem włosy. - Nic nie mówi...
- Zayn, nie dziw jej się, przeżyła piekło. - zamilknął na chwilę.- Może Bella powinna z nią pogadać? Albo twoja mama, ona tak samo była trak...
- Moja mama o niczym się nie dowie.
- Jak chcesz, jutro poproszę Belle, żeby tu wpadła.
- Ok, dzięki jeszcze raz.
- Spoko, na razie!- powiedział i wyszedł. Spojrzałem na Vicky, która nadal siedzi w tej samej pozycji, podszedłem do niej.
- Chcesz coś do jedzenia albo picia? - Dziewczyna ruchem głowy odmówiła. Usiadłem obok niej i znowu była cisza.
- Czy on... pójdzie do więzienia?- zapytała po chwili.
- Uwierz mi, że zrobię wszystko aby tak się stało.
- Nie chcę, żebyś miał kłopoty... Przeze mnie...
- Dla ciebie mogę nawet zabić. - Chwyciłem ją za dłoń i spojrzałem głęboko w oczy.- I proszę, nie obwiniaj się za to wszystko.
*Victoria*
W nocy w ogóle nie spałam, nie umiałam zasnąć... Chyba dopiero teraz zaczęło do mnie wszystko docierać, ten cały koszmar. Jestem dozgonnie wdzięczna Zaynowi, że mnie uratował, naprawdę. Przez to wszystko nie umiem się zbliżyć do Malika, choć bardzo tego chcę. Boję się... Nie go, ale ogólnie mężczyzn... A zwłaszcza Anthony'ego i... Ojca Zayna.
Jednak to co tam się działo, nie było aż tak złe porównując do informacji, którą dostałam u lekarza na obdukcji... Jestem, to znaczy byłam w drugim miesiącu ciąży... Przez te wszystkie krzywdy, które mi urządzili, poraniłam... Najgorsze jest to, że prawdopodobnie to było dziecko Zayna, wszystko sobie obliczyłam i na to wychodzi, że to stało się, gdy byłam w Londynie. On to zrobił! Jest zwykłym mordercą, katem! Nienawidzę go.
- Vicky, śpisz?- z moich rozmyśleń wytrącił mnie głos Zayna.
- nie- szepnęłam.
- Zrobiłem nam śniadanie, przynieść ci?
- Nie jestem głodna.
- Victoria, musisz jeść! - lekko się uniósł.- Znowu mocno schudłaś.
- Wydaje ci się. - powiedziałam nie patrząc na niego.
- Nic mi się nie wydaje, wiem, że nic nie jadłaś, Liam mi powiedział.- Gdy usłyszałam to imię podniosłam się jak poparzona.
- Liam? Widziałeś go? Co z nim?
- Wszystko okej, wyszedł z więzienia, znajoma Belli nam pomogła. - usiadł obok mnie.
- to dobrze. - nagle zapadła chwila ciszy.
- Victoria, ale... on może tam wrócić, musisz złożyć zeznania.
- Ja... nie...
- Victoria, proszę, wiem, że będzie ci ciężko, ale musisz to zrobić.
- Nic nie rozumiesz!- niekontrolowanie wrzasnęłam. - to co tam się działo... chcę o tym zapomnieć! Wiesz co by mi w tym pomogło?!- nie panowałam nad tym co mówię.
- Nie załatwię ci narkotyków, nawet o tym nie myśl.
- Sama sobie załatwię. - zaczęłam płakać. - Chce zapomnieć..- znowu szepnęłam, on nic nie powiedział,tylko się przytulił.
- Kocham cię i nie pozwolę ci na to, rozumiesz?- nic nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam głowę w jego tors.
Tu czuję się bezpieczna...
_________________
DLACZEGO MNIE TAK DŁUGO NIE BYŁO?
NA TO PYTANIE JEST KILKA ODPOWIEDZI...
1. Dużo nauki
2. TOTALNY brak czasu dla siebie
3. I NAJWAŻNIEJSZY- brak weny! :C :C :C :C
Przepraszam Was!!!!
W ramach przeprosin macie rozdział, w którym Victoria odzyskuje bezpieczeństwo.
Chyba...
Liczę, że mnie nie zostawiłyście (sądząc po komentarzach z pytaniem 'kiedy next' chyba źle nie jest, co mnie bardzo cieszy :) )
Przepraszam jeszcze raz i do zobaczenia!!